wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział XXXII



Oczami Bartka…
- Bartek, słuchasz mnie? – spytała Aśka, gdy siedzieliśmy w salonie.
- Tak, tak – wymamrotałem nieprzytomnie. Nie mogłem się skupić.
- To o czym mówiłam? – no pięknie, pomyślałem. Uratował mnie telefon. Wstałem i poszedłem odebrać.
- Słucham? –podświadomie miałem nadzieję, że to Luśka.
- Bartek, Luśka miała wypadek! – usłyszałem zapłakany głos Natki. Kolana się pode mną ugięły. Usiadłem na kanapie i złapałem się za głowę.
- Boże – wydusiłem. – Nic jej nie jest? – próbowałem się skoncentrować.
- Nic nie wiem, dopiero ją przywieźli. – ledwo co ją rozumiałem.
- W którym szpitalu jesteście? – wstałem i zacząłem się ubierać. Aśka obserwowała mnie, nie wiedząc co się dzieję.
- W św. Zofii, w Warszawie. – odpowiedziała szybko, po czym się rozłączyłem.
- Co się stało? – spytała Aśka, stojąc w drzwiach salonu.
- Luśka, miała wypadek – wyjaśniłem szybko, szukając dokumentów.
- Poczekaj pojadę z Tobą. – też zaczęła się ubierać. Wyszliśmy razem z domu i szybko wsiedliśmy do auta. Po dwóch godzinach podróży w milczeniu dotarliśmy na miejsce. Znalezienie odpowiedniego oddziału zajęło nam jakieś 20 min. Przed jedną z sal, stała mała grupka ludzi, w której dostrzegłem Natkę i Lilkę. Podeszliśmy szybko.
- Wiadomo coś? – spytałem, próbując złapać oddech.
- Nie, odkąd ją przywieźli nikt nie wyszedł – odpowiedziała, prawdopodobnie jej mama. Była bardzo do niej podobna. Włosy miała prawie identyczne, tylko dłuższe. Oczy, też po niej odziedziczyła. Prawdę mówiąc, pewnie tak Luśka będzie wyglądała za kilkanaście lat. Jej mama stała przytulona do męża, który był niesamowicie blady. Usiadłem, łapiąc się za kolano. Po takim dystansie dawało o sobie znać. Rozejrzałem się po osobach na korytarzu. Oprócz jej rodziców i dziewczyn, czekał z nami Wojtek i ten chłopak, który kiedyś przyjechał do Luśki, nie pamiętałem imienia. Nagle z sali wyszła pielęgniarka. Wstałem szybko.
- I co z nią? – spytał podenerwowany pan Staszewski.
- Muszą państwo czekać. – odpowiedziała i pobiegła przed siebie.
- Natka! – usłyszałem. Odwróciłem się i zobaczyłem Pita, a za nim połowę zespołu z Rzeszowa i Bełchatowa. Wszyscy szybkim krokiem zbliżali się w naszym kierunku.
- Co z nią? – Zibi podbiegł pierwszy. Na jego twarzy malował się strach. Patrzyłem na niego i uświadomiłem sobie, że nie jestem jedynym mężczyznom w życiu Luśki, który ją kocha.
- Nic jeszcze nie wiadomo. – powiedziała zapłakana Natka, wtulając się w ramiona Pita.
- Co się właściwie stało? – spytał zdyszany Karol.
- Miała wypadek samochodowy. Jakiś pijany idiota wjechał w nią na skrzyżowaniu. – Lilka opadła na krzesełko obok mnie i oparła głowę o ścianę. Siedzieliśmy w ciszy, nawet Igła nic nie mówił. Wszyscy w napięciu czekaliśmy, aż drzwi się otworzą i ktokolwiek z nich wyjdzie. Zdałem sobie sprawę, że to moja wina. Schowałem twarz w dłoniach. Gdybym wyjaśnił to wszystko, nie wyjechałaby. Jeśli jej się coś stanie, to tylko i wyłącznie z mojej winy. Poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Podniosłem głowę i zobaczyłem Aśkę. Stała i patrzyła na mnie z troską.
- Będzie dobrze. – przyłożyła dłonie do moich policzków. Zaraz potem drzwi gwałtownie się otworzyły.
- Co z nią? - spytała pani Staszewska, podbiegając do lekarza. – Jestem jej matką.
- Jest przytomna. Jednak ma dość poważne obrażenia. Musimy zrobić dodatkowe badania. Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć. – skinął głową i szybkim krokiem ruszył do gabinetu. W drzwiach pojawiło się łóżko, pchane przez pielęgniarki, na którym leżała Luśka. Rozglądała się nieprzytomnie po zebranych, zatrzymując wzrok na Zbyszku. Podszedł do niej szybko.
- Wszystko będzie dobrze – odgarnął jej włosy z czoła. – Będę tutaj cały czas – złapał ją za rękę. Uśmiechnęła się lekko.
- Musimy już jechać. – powiedziała jedna z pielęgniarek. Patrzyłem na Zbyszka z zazdrością.
- Boże, przynajmniej żyję – Natka uśmiechnęła się przez łzy. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Chłopaki pojechali z powrotem do Bełchatowa. Został tylko Zibi, który próbował wybłagać u trenera wolne na jutro.
- Rozumiem trenerze, ale Johen jest w świetnej formie, da sobie radę. – przekonywał go. – Poza tym, to i tak bez sensu. Będę myślał jedynie o Luśce i naprawdę się nie przydam. – powiedział błagalnym tonem. – Dziękuję! – krzyknął i się rozłączył.
- Zgodził się? – spytałem.
- Tak. – odpowiedział wyraźnie szczęśliwy. Po 15 minutach Luśkę przywieziono ponownie na salę. Najpierw weszli do niej rodzice, dziewczyny i Piotrek. Zostałem na korytarzu z Aśką, Wojtkiem i Zibim.
- Może przyniosę wam kawę? – Aśka wstała. Spojrzałem na zegarek była już 22.
- Pójdę z tobą. – chciałem się przejść i rozprostować nogi. Zeszliśmy na dół do automatu.
- Idziecie już? – spytałam, widząc znajomą grupkę ludzi.
- Nie ma siły rozmawiać, zasnęła od razu. Zbyszek do niej wszedł. – odpowiedziała Lilka. Pożegnaliśmy się z nimi i ruszyliśmy dalej. Drzwi do Sali były uchylone. Zajrzałem niepewnie. Luśka, spała trzymając za rękę Zibiego. Poczułem ukłucie zazdrości. Wiedziałem, że sam sobie na to zapracowałem.
- Może chodź do jakiegoś hotelu? – cicho zaproponowała Aśka – Dzisiaj i tak z nią już nie porozmawiasz, przyjdziemy jutro. – położyła mi rękę na ramieniu. Musiałem jej przyznać rację. Wycofaliśmy się powoli i wyszliśmy ze szpitala.

Oczami Luśki…
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam Zbyszka, który spał na moich nogach. Uśmiechnęłam się na ten widok. Pomimo tego, że nie jesteśmy razem, widziałam ten strach o mnie w jego oczach. Był kochany, że został tu ze mną. Byłam ciekawa co z Kaśką. Przejrzał w końcu na oczy? Nie mogłam przypomnieć sobie jaki dziś dzień. Nie miał treningu? Nie chciałam, żeby przeze mnie zawalał cokolwiek. Nie było takiej potrzebny. Czułam się dobrze, oprócz tego cholernego bólu głowy. Dlaczego to tak boli? Próbowałam sobie przypomnieć co się stało, ale w tym momencie na salę wszedł Bartek z Aśka i moimi rodzicami. Za nimi weszły dziewczyny. Narobili trochę szumu, przez co Zibi gwałtownie się poderwał.
- Co jest? – spytał zaspanym głosem. Zaśmiałam się lekko, ale wszystko zaczęło mnie boleć. Mimowolnie się skrzywiłam.
- Kochanie, wszystko dobrze? – mama podbiegła do mnie szybko.
- Tak, tak.. nie martw się.. – uspokoiłam ją. – Bartek – zwróciłam się ku niemu. – Co ty teraz zrobisz? Musi z tobą ktoś ćwiczyć. A coś czuję, że mnie stąd jeszcze nie wypuszczą. – popatrzyłam na niego przepraszająco. Wydawał się zdziwiony.
- Nie martw się, znajdę kogoś na zastępstwo. – odpowiedział zbity stropu.
- Bartek, wyluzuj nie umieram. – zaśmiałam się lekko. – Ty! – popatrzyłam teraz na Natkę – My sobie musimy porozmawiać, ale jak mnie już wypiszą bo mogę potrzebować rąk, by cię zabić. – nie wiedziała o co mi chodzi. Popatrzyła na mnie pytająco. – Później. – odparłam stanowczo, ale z uśmiechem. – A ty nie masz treningu dzisiaj? – zwróciłam się do Zbyszka, który ustąpił miejsca na krześle mojej mamie. Wszyscy popatrzyli po sobie. – No co? – spytałam nic nie rozumiejąc. W tym samym momencie, ktoś wszedł do Sali. Był to wysoki, starszy mężczyzna. Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Jak się pani dzisiaj czuję? – spytał, podchodząc do mojego łóżka.
- Nieźle, ale strasznie boli mnie głowa. – Miałam ochotę skłamać, żeby wyjść wcześniej, ale po krótkim zastanowieniu, stwierdziłam, że to jednak zły pomysł.
- W którym miejscu? – popatrzył na mnie.
- Płat potyliczny. – odpowiedziałam automatycznie.
- Tak myślałem – nad czymś się zastanawiał. – Podczas wypadku to on najbardziej ucierpiał. – wyjaśnił. – Jakie ostatnie wspomnienie pani pamięta sprzed wypadku? – spytał. Próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek.
- Chyba to, że siedziałam z Lilką w restauracji i rozmawiałyśmy z Filipem. – powiedziałam niepewnie. – O tym właśnie muszę z tobą porozmawiać – wskazałam palcem na Natkę. – Czyli ten wypadek musiałam mieć, gdy wracałam z Warszawy, bo potem pamiętam jedynie to, że byłam w karetce.  
- Kiedy to było? – zwrócił się tym razem do Lilki.
- Prawie tydzień temu – powiedziała przerażona. Doktor znów spojrzał na mnie.
- Tydzień temu? – zdziwiłam się. – To ile ja spałam?
- To wszystko wyjaśnia. Nie pamięta pani wydarzeń sprzed wypadku. To się zdarza, po tak silnym urazie. Całe szczęście, że jest to zaledwie tydzień. W większości przypadków, pamięć zanika całkowicie. – wyjaśnił. Tego się nie spodziewałam. To co straciłam? Popatrzyłam po zebranych. Każdy wydawał się być w szoku.
- Odzyskam kiedyś te wspomnienia? – to pytanie, jako jedyne przyszło mi w tym momencie do głowy.
- Nie wiadomo, ale podejrzewam, że nie. – wyznał szczerze.
- No cóż.. – zaczęłam. – Będziecie mi musieli wszystko ze szczegółami opowiedzieć. – uśmiechnęłam się głównie do Bartka, bo to on wiedział o wszystkim. Nie byłam załamana, mogło być gorzej, jak sam doktor powiedział.  – A kiedy mnie wypiszecie? – spytałam.
- Jak bóle głowy ustaną. Nie widzę większych powikłań. Miała pani dużo szczęścia. – uśmiechnął się do mnie pocieszająco. – A teraz przepraszam, muszę udać się na obchód. Później zrobimy pani kolejne badania – skinął głową w moim kierunku i ruszył w stronę drzwi. – I jeszcze jedno – zatrzymał się w progu. – Pani pies jest pod opieką weterynarza, ma lekkie skaleczenia, ale wyszedł z tego prawie bez szwanku. – oznajmił, po czym opuścił salę. Boże, Czuczi była ze mną? Całe szczęście, że jej się nic nie stało.
- Wow, tego się nie spodziewałam. – wyznałam szczerze. – No to co mnie ominęło w tym tygodniu? – spytałam z uśmiechem. Wszyscy spojrzeli na Bartka, zaczął mi opowiadać od momentu w którym wróciłam do domu z Warszawy. Od Zbyszka dowiedziałam się po co przyjechał, gdy wróciłam do Bełchatowa. Podobało mi się to, że zostaliśmy przyjaciółmi.
- Nie wiesz po co jechałam? – spytałam ze zdziwieniem. Zawsze mówiłam mu po co wychodzę.
- Nie. Nie powiedziałaś nic innego, tylko tyle, że wrócisz jutro.
- A wy nie wiecie? – zwróciłam się do dziewczyn.
- Nie. Powiedziałaś, że powiesz nam jak się spotkamy. – Lilka wzruszyła ramionami. Popatrzyłam w sufit. Dziwnie się czułam z luką w pamięci.
- A nie powiedziałeś czemu byliście mokrzy, gdy wróciliście z tego grilla. – zauważyła Aśka. Odezwała się po raz pierwszy dzisiaj.
- Pojechaliśmy nad zalew i.. no tak jakoś wyszło. – nie wiedział jak to wyjaśnić.
- A co wy robiliście w Bełchatowie? – tym razem spytałam Zbyszka.
- Gramy dzisiaj mecz ze Skrą. – odpowiedział, zakłopotany.
- Zdążysz? – nie wiedziałam, która godzina, ale do Bełchatowa jest trochę drogi.
- Nie gram, poprosiłem trenera o wolne.
- No nawet nie żartuj! – oburzyłam się. – Już cię tutaj nie ma! – wskazałam na drzwi. – Nic mi się nie stanie, a ty musisz pomóc drużynie. Obiecuję, że nigdzie się nie ruszę, dopóki nie wrócisz. – wyszczerzyłam się.
- Luśka,  ale ja naprawdę mogę zostać. – próbował mnie przekonywać.  
- Nie, nie możesz. W tej chwili masz jechać do Bełchatowa i zagrać jak najlepiej. – powiedziałam stanowczo. Chyba zorientował się, że nie ma ze mną szans.
- Wrócę zaraz po meczu – wstał i pocałował mnie w czoło.
- Ok. – uśmiechnęłam się. – Powodzenia! – krzyknęłam, gdy wychodził z sali.
- Ja też się będę zbierać – westchnęła Aśka – Za kilka godzin mam wykłady. –wyjaśniła. – Trzymaj się – podeszła i pocałowała mnie w policzek.
- Dzięki, że w ogóle przyjechałaś – odwzajemniłam uśmiech.
- Odprowadzę Cię. – powiedział Bartek i wyszedł zaraz za nią. Do sali weszła pielęgniarka z wózkiem.
- No to czas na badania. – uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Mam na tym jechać? – spytałam przerażona. Odpięła mi kroplówkę i pomogła wsiąść na wózek, pomachałam jeszcze mamie, która patrzyła na mnie z przerażeniem.

1 komentarz: