niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział XXXIV




Nareszcie w domu. Weszłam do swojego pokoju i zostawiłam torby. Byłam niesamowicie głodna. Szpitalne jedzenie, było okropne. Odżywiałam się jedynie serkami. Nie miałam dużego wyboru, bo Bartek nie był systematyczny w robieniu zakupów. Gdy nie miał nic do jedzenia, po prostu zamawiał pizzę. Westchnęłam i zrobiłam sobie kanapki z pomidorem.
- Jestem. – Bartek wszedł do kuchni. – Mat do nas później wpadnie. – powiedział obserwując moją reakcję. – Masz coś przeciwko?
- Nie. – odpowiedziałam. – Zamknę się w pokoju i nie będę wychodziła. – uśmiechnęłam się – Jak tam ćwiczenia z Łukaszem? – spytałam, zmieniając temat.
- W porządku, ale zdecydowanie wolę robić to z tobą – wyszczerzył się.
- Cieszę się. Jutro idziemy już na salę. Trochę sobie poodbijasz, poskaczesz. Zobaczymy jak twoje kolano to zniesie. – wyjaśniłam.
- Nareszcie! – ucieszył się.
- No nie wiem, czy masz powód do radości. Nie obiecuję, że nie będzie bolało – powiedziałam szczerze. Zaraz przestał się uśmiechać. Dokończyłam jedzenie i poszłam się rozpakować. Oglądaliśmy „Jeden dzień”, gdy ktoś zapukał do drzwi. Bartek zerwał się od razu. Westchnęłam gdy usłyszałam głos Mata. Wszedł do salonu razem z moim współlokatorem.
- Cześć – wyszczerzył się na mój widok.
- Cześć – uśmiechnęłam się. Nie miałam siły być dla niego złośliwa.
- Jakie miłe powitanie – zdziwił się. – Uważaj bo się przyzwyczaję. – posłał mi złośliwy uśmiech.
- Cicho – skrzywiłam się.
- Gramy? - zwrócił się do Bartka.
- Luśka, możemy zająć telewizor? – spytał niepewnie.
- Zaraz się skończy, czekajcie! – powiedziałam stanowczo, nie spuszczając wzroku z ekranu. Kątem oka widziałam, że siadają.
- No nie mów! – Mat popatrzył na mnie z uśmiechem. – Płaczesz?
- Cicho! – główna bohaterka właśnie zmarła. Film się skończył, a ja byłam cała we łzach. Wytarłam je szybko i wstałam. – Możecie sobie grać. – powiedziałam i wyszłam z pokoju. Wykąpałam się i zaczęłam czytać książkę, której nie mogłam skończyć. Słyszałam jak Mat wychodzi około północy. Nie wiedziałam co mnie tak w nim irytuję, ale ciśnienie podnosiło mi się na samą myśl o nim. Odłożyłam książkę i położyłam się spać.

Stałam przed blokiem. Nagle zobaczyłam siebie, wychodzącą z budynku. Oglądałam kiedyś nawet taki film, gdzie dziewczyna w śpiączce wyszła ze swojego ciała. Ale ja nie mogłam być w śpiączce. Uszczypnęłam się. Nic. No tak, to mi się śniło. Usiadłam na ławce i obserwowałam sytuację. Szłam z Czuczi. Mat wyszedł za mną z bloku.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. – wycedziłam.
- Oo.. widzę, że pani fizjoterapeutka nie w humorze. – szedł cały czas za mną.
- Bo Cię spotkałam – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Jejku, ale ty jesteś spięta! – zaśmiał się. Zatrzymałam się gwałtownie.
- Nie spięta, tylko dorosła! Człowieku ile ty masz lat? Zachowujesz się jak dziecko! Nie mam ochoty z tobą rozmawiać! – krzyknęłam. Stał i patrzył na mnie zdezorientowany. – Przepraszam. – Jejku, ale ja mam dziwną minę, gdy się złoszczę, pomyślałam patrząc na samą siebie.
- Chodź, napijemy się kawy. – zaproponował.
- Nie – odpowiedziałam stanowczo.
- No chodź. – złapał mnie za płaszcz i pociągnął za sobą. – Dobra, doba. Idę. Ale nie na kawę. Chodźmy coś zjeść.
- Nie ma sprawy. – uśmiechnął się.
Obudziłam się. Otworzyłam oczy i usłyszałam już wyraźnie dźwięk telefonu. Dzwoniła Lilka, z zaproszeniem na swoją sobotnią premierę.  Wiedziałam, że już nie zasnę, więc wstałam i wyszłam do łazienki. Założyłam białą bokserkę i różowy dres. Bartek siedział już w kuchni i jadł śniadanie.
- Cześć – przywitałam się wchodząc. – Skąd masz jedzenie? Byłeś w sklepie? – spytałam zdziwiona.
- Tak – uśmiechnął się – Zrobiłem śniadanie i kawę – wskazał na dzbanek.
- Wow. – powiedziałam, kręcąc głową. Usiadłam na jednym z krzeseł. – Co to za okazja? A może czegoś chcesz? – jeszcze nigdy nie zrobił śniadania i kawy. Coś musiało być na rzeczy.
- No ładnie, człowiek się stara, wstaję o świcie, żeby być docenionym, a tu jak zawsze – udał oburzonego. – Chciałem ci po prostu zrobić niespodziankę.
- Jeśli tak, to się udała – wyszczerzyłam się, zajadając jajecznicę.

O 15 wyszliśmy z domu.
- Mogę prowadzić? – poprosiłam z miną szczeniaka. Musieliśmy jechać jego samochodem bo ja niestety swojego nie miałam. Po wypadku nawet nie opłacało się go naprawiać. Prędzej, czy później musiałam się wybrać po nowy. Bartek popatrzył na mnie i westchnął.
- Znowu ta mina – pokręcił głową i rzucił mi kluczyki.
- Dziękuję – odpowiedziałam szczęśliwa, wsiadając do samochodu. Był znacznie większy od mojego. Gdy tylko wjechałam na ulicę, poczułam panikę. Zatrzymałam się gwałtownie.
- Nie mogę. – powiedziałam przerażona.
- Co się dzieje? – Bartek patrzył na mnie, nie wiedząc o co chodzi. Próbowałam uspokoić swój organizm. – Zamieńmy się. – wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo. Za nami utworzył się już mały korek. Usiadłam na miejscu pasażera i złapałam się za głowę. – Co to było? – spytał, patrząc na mnie.
- Nie wiem. – oparłam głowę o siedzenie. – Spanikowałam.
- Może powinnaś iść do psychologa? Porozmawiaj z Natką – zaproponował.
- Nie. – powiedziałam stanowczo. – Nie ma takiej potrzeby.
- Luśka.. – zaczął.
- Nie. – przerwałam mu od razu. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Nic mi nie jest. Nie potrzebuję, żadnego psychologa. Dojechaliśmy pod halę. Była pusta.
- Dobra, no to zaczynamy. – powiedziałam z uśmiechem, próbując sprawić, że Bartek zapomni o wydarzeniu w samochodzie. Skończyliśmy po dwóch godzinach. Gdy wychodziliśmy z hali, spotkaliśmy Mariusza.
- O jak dobrze, że Was widzę! – ucieszył się na nasz widok. – Miałem do Was dzwonić, ale skoro się spotkaliśmy to jeszcze lepiej.
- O co chodzi? – spytałam.
- Mam do was ogromną prośbę. – powiedział niepewnie. - Musimy jutro z Pauliną wyjechać. Jej siostra ma problemy. Chodzi o to, że to jest na drugim końcu Polski. Nie chcemy brać Arka ze sobą bo się zamęczy. Chcieliśmy was zapytać, czy zgodzilibyście się nim zająć.. – wyjaśnił.
- Nie ma sprawy – odpowiedział Bartek. – Tylko kiedy?
- Jutro rano. Odebralibyśmy go pojutrze.
- Ok. – uśmiechnęłam się. Przynajmniej będzie się coś działo.
Następnego dnia o 14, Arek był już u nas. Siedział grzecznie na kanapie. Staliśmy nad nim, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- Jesteś głodny? – spytałam.
- Nie, jadłem w domu obiad. – odpowiedział.
- W sumie to masz szczęście, Luśka nie jest dobrą kucharką. – zaśmiał się Bartek. Spiorunowałam go wzrokiem. - A może chcesz się czegoś napić?
- Nie, dziękuję.
- A co powiesz na bajki? – skinął głową. Uśmiechnęłam się z satysfakcją i włączyłam odpowiedni kanał. Wyszliśmy do kuchni.
- Kiedyś mu się znudzą. – powiedział Bartek, siadając na krześle. W tym samym momencie do kuchni wszedł Arek.
- Nie lubię tej bajki. – oznajmił, obserwując nas. Kucnęłam naprzeciwko niego.
- A co powiesz na to, żebyśmy poszli na spacer? – uśmiechnęłam się. – Możemy pójść do kina, jeśli grają coś dla dzieci. – zaproponowałam.
- Super! – krzyknął. Popatrzyłam na Bartka. Rozłożył ręce z uśmiechem.
- No to idziemy! – oznajmił. Po 15 minutach byliśmy gotowi do drogi. Udało nam się trafić na idealny seans, który podobał się Arkowi. Po dwóch godzinach, w wyśmienitych humorach wracaliśmy do domu. Przed blokiem spotkaliśmy Mata.
- Wow, wyglądacie jak prawdziwa rodzina – wyszczerzył się. – Gdzie byliście?
- W kinie i na spacerze. – odpowiedział mu Bartek. – A ty gdzie się wybierasz?
- Na basen. Może pójdziecie ze mną? – zaproponował.
- Lusia, pójdziemy na basen? – Arek popatrzył na mnie z miną szczeniaka. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie wykorzystam jej w stosunku do Bartka. Nie dało się odmówić.
- Ee.. – nie wiedziałam co odpowiedzieć. Mat przykucnął przed Arkiem.
- Ciocia Lusia, nie umie pływać.. – szepnął.
- Umiem – oburzyłam się.
- No to w takim razie, nie chce pokazać się w stroju kąpielowym.. Wiesz, nie jest już młoda. – wywróciłam jedynie oczami.
- Mam lepszy pomysł – uśmiechnęłam się – Pójdziecie w trójkę, taki męski wypad.
- Ale Lusia, ja chcę z tobą – ehh, znów ten wzrok.
- Dobra, ale najpierw musimy się przebrać. – wzięłam go za rękę i wszyscy weszliśmy do mieszkania.

Po pół godziny byliśmy już na pływalni. Rozdzieliliśmy się, wchodząc do szatni. Przebrałam się w strój i wyszłam na główny basen. Chłopcy byli już w wodzie i uczyli Arka pływać. Podeszłam do nich.
- Wow. – Mat popatrzył na mnie. – Jak na swój wiek całkiem nieźle.
- Mam dopiero 26 lat. – spiorunowałam go wzrokiem i weszłam do wody.
- To mało? Za 4 lata, będzie już 30. – uśmiechnął się złośliwie. Ochlapałam go wodą i podeszłam do Arka.
- Luśka! – zawołał Mat, odwróciłam się niechętnie i poczułam na sobie wielki strumień wody.
- Chcesz wojny? – spytałam i nie czekając na odpowiedź zaczęłam go chlapać. Po chwili złapał mnie w pasie i zanurzył. – To nie fair! – krzyknęłam, gdy pojawiłam się znów nad wodą.
- Na wojnie nie ma zasad – wyszczerzył się. Nie czekając długo wskoczyłam mu na ramiona i zanurzyłam.
- Jak dzieci. – westchnął Bartek, kręcąc głową. Po 5 minutach zawarliśmy rozejm.
- Idziemy na rurę? – spytałam Arka. Zgodził się od razu. Wyszliśmy z basenu i ruszyliśmy w stronę zjeżdżalni.
- Ja chcę na tą! – wskazał na jedną z trzech.
- Niestety, ta nie jest dla dzieci. – usłyszeliśmy za sobą. Odwróciliśmy się oboje. Za nami stał młody, przystojny ratownik.
- No to musimy iść na tą mniejszą. – wzruszyłam ramionami, patrząc na Arka.
- No chyba, że mama z tobą zjedzie – uśmiechnął się do niego.
- O, nie jestem jego mamą – wyjaśniłam szybko.
- No to w takim razie niech zjedzie z tobą… - popatrzył na mnie, czekając aż dokończę.
- Luśka. – wyciągnęłam rękę z uśmiechem.
- Grzesiek. – uścisnął ją. – Pierwszy raz cię tu widzę.
- Przeprowadziłam się tu kilka miesięcy temu. – wyjaśniłam.
- Bartek idzie! – krzyknął Arek wskazując na chłopaków, którzy szli w naszą stronę.
- Czy to nie jest Bartek Kurek? – spytał zdziwiony Grzesiek.
- Tak, Luśka z nim mieszka. – odpowiedział mu.
- Oo.. Cóż, muszę już iść. Miło było cię poznać. – pożegnał się i odwrócił. Ale z nim nie jestem, wróć.. pomyślałam. Westchnęłam, no trudno.
- Zostawić cię na dwie minuty, a już cię ktoś podrywa. – zaśmiał się Mat.
- Widocznie nie jestem, aż tak stara. – uśmiechnęłam się z satysfakcją. Wzięłam Arka za rękę i ruszyłam w stronę większej rury.
Po 2 godzinach byliśmy już w mieszkaniu. Wzięliśmy po kolei prysznic.
- Na co masz ochotę? – spytałam, gdy siedzieliśmy w kuchni.
- Omlet. – odpowiedział szybko Bartek.
- Pytałam Arka. – uśmiechnęłam się.
- Ja chcę jajecznicę. – powiedział, śmiejąc się z mojego współlokatora.
Po kolacji, wyciągnęliśmy gry planszowe i graliśmy do późnego wieczoru. Oczywiście wybór padł na chińczyka, w którego jak zwykle przegrałam.
- Pora spać. – popatrzyłam na Arka. – Chodź. – wstałam i wyciągnęłam rękę. Przytulił się do Bartka i wyszedł ze mną.
- Przeczytasz mi coś? – spytał, gdy przykrywałam go kołdrą.
- Pewnie – zgodziłam się, szukając w torbie jakiejś książki. Znalazłam Pinokia. Położyłam się obok niego i zaczęłam czytać.
- Dawno temu był sobie stolarz Dżepetto…

_______
Dziękuję, za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem! Ogromna motywacja, więc proszę o kolejne :)
 

5 komentarzy: