środa, 29 maja 2013

Rozdział XLVII



- Wysłałam Ci adres. Tylko błagam nie spóźnijcie się –  usłyszałam głos Natki w telefonie, ale myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Umyłam zęby i  wyszłam z łazienki. Zabrałam się za robienie śniadania. Próbowałam sobie wmówić, że to nie możliwe. Z Matem spędziłam tylko jedną noc, nie mogłam mieć, aż tak wielkiego pecha. Szczególnie teraz, gdy z Bartkiem układa mi się tak dobrze. A jeśli to prawda, to co wtedy? Nawet nie chciałam o tym myśleć. On nawet nie wiedział, że między mną i Matem do czegoś doszło.. Jak niby miałabym mu powiedzieć, że jestem w ciąży? Nie panikuj, uspakajałam samą siebie. Pójdę do ginekologa i wszystko się wyjaśni. Może to naprawdę jedynie zatrucie, a ja nie potrzebnie panikuję. Nagle poczułam, ręce Bartka, które oplotły mnie w talii.
- Dzień dobry, słoneczko – wyszeptał mi do ucha.
- Cześć – uśmiechnęłam się.
- Stało się coś? – popatrzył na mnie uważnie. Czy on naprawdę, aż tak dobrze mnie zna?
- Nie, nie.. – zaprzeczyłam szybko. – Po prostu Natka wysłała mi adres tej sali, gdzie mamy ten kurs i chyba zaczynam się stresować. – skłamałam, nie patrząc mu w oczy. Jeszcze przez chwile bacznie mi się przyglądał. W końcu westchnął i usiadł na krześle.
- Ty się stresujesz? Co ja mam powiedzieć? Sama powiedziałaś, że tańczę jakbym miał kulę u nogi. – powiedział, lekko przybity. Usiadłam na jego kolanach i zaczęłam bawić się kosmykami jego włosów.
- Właśnie po to tam idziemy.. – uśmiechnęłam się pocieszająco – Żeby Ci tą kulę jakoś.. odczepić.
- Ale obiecaj mi, że po tym całym kursie spędzimy czas tylko we dwoje – popatrzył na mnie, robiąc minę szczeniaka. Zaśmiałam się.
- Ok. – pocałowałam go i wstałam, żeby dokończyć kanapki. To prawda, ostatnio nie mieliśmy za dużo czasu dla siebie. W Bełchatowie ciągle ktoś nas odwiedzał, a teraz byłam pewna, że Natka nie da nam się nudzić. Po śniadaniu ubraliśmy się w wygodne ubrania i pojechaliśmy do mojego gabinetu.
- Co? – w końcu podniosłam wzrok, czując na sobie jego spojrzenie. Siedziałam za biurkiem i sprawdzałam pocztę, która przyszła na adres gabinetu. Bartek siedział przede mną i patrzył na mnie z uśmiechem.
- Nic, nic.. Wiesz jak seksownie wyglądasz w tych okularach? – wyszczerzył się.
- Jesteś nienormalny – pokręciłam jedynie głową i wróciłam do czytania. Po chwili zaczął stukać nogą o biurko. Próbowałam to ignorować, ale po jakimś czasie, znów oderwałam wzrok od listu i popatrzyłam na niego. – Zaraz skończę, poczekaj chwilę.
-  Wiesz co, czuję coś w kolanie. – powiedział po chwili. – Tu po lewej stronie. – złapał się za nie. Przez biurko nic nie widziałam, więc wstałam i podeszłam do niego.
- Gdzie dokładnie? – spytałam, lekko zdziwiona. Nie powinno go już boleć. Wstał i objął mnie w pasie.
- W końcu się oderwałaś od tych papierków. – przyciągnął mnie do siebie. Odgarnął pojedyncze kosmyki włosów z mojej twarzy i założył delikatnie za ucho, uważając, żeby nie zahaczyć o mój kolczyk. Z jednej strony uwielbiałam gdy to robił, a z drugiej nienawidziłam, bo czułam się jak zahipnotyzowana. Musnął mnie lekko ustami, a potem całował już coraz namiętniej. Posadził mnie na biurku, wcześniej zrzucając z niego wszystkie papiery.
- Za godzinę mamy kurs. – oderwałam się od niego.
- Więc mamy jeszcze całą godzinę..

- Spóźniliście się! – krzyknęła Natka, gdy podeszliśmy do nich.
- Tylko 5 minut – popatrzyłam na zegarek. – Ćwiczenia nam się przedłużyły ..
- Ćwiczenia, jasne.. a te rumieńce to Ci pewnie od zmęczenia wyszły – spiorunowała mnie wzrokiem. – Chodźmy. – weszła pierwsza, nie oglądając się za siebie.
-  Pit, kocham ją, ale przemyśl ten ślub jeszcze – powiedziałam cicho, żeby przypadkiem nie usłyszała. - Wciąż mam nadzieje, że po ślubie jej przejdzie. – uśmiechnął się. Weszliśmy na wielką salę z lustrami. Na środku stała jakaś młoda kobieta, a przy niej Natka. Podeszliśmy do nich.
- Cześć, jestem Lena i będę was dzisiaj uczyć. – przywitała się. Każdy z nas się przedstawił i zaczęliśmy. Bartek chyba ze stresu tańczył jeszcze gorzej niż w domu. Próbowałam się nie roześmiać, więc zacisnęłam mocno usta. Ale gdy zobaczyłam jak Pit dziwnie podryguje, nie wytrzymałam i wybuchłam głośnym śmiechem. Natka widocznie, też się powstrzymywała bo zaraz do mnie dołączyła.
- Dobra chłopaki, tak nic nie zdziałamy. Dziewczyny radzą sobie świetnie, więc to z Wami muszę popracować. Siadajcie - zwróciła się do nas. Usiadłyśmy przy ścianie, obserwując co będzie dalej. – Dobra, tańczycie we dwójkę.
- Słucham? – Bartek popatrzył na nią przerażony. – Mam tańczyć z nim tak jak z Luśką? Nie ma mowy.
- To jedyny sposób. – odpowiedziała mu krótko.  – Chcecie się nauczyć, czy nie? – obaj westchnęli i stanęli naprzeciwko siebie. Z całej siły próbowałam się nie śmiać, ale podczas  kłótni o to kto ma być facetem, a kto kobietą, aż popłakałam się ze śmiechu. Gdy zaczęli tańczyć wcale nie było lepiej. Ale musiałam przyznać, że po 2 godzinach różnica była i to ogromna.
- Do zobaczenia. – pożegnaliśmy się z Pitem i Natką. Ruszyliśmy w stronę samochodu.
- No i widzisz przeżyłeś – uśmiechnęłam się.
- Ledwo.. – mruknął, wsiadając do auta. – Ale teraz zabieram Cię na kolację.
- O, umieram z głodu. Możemy jechać do mojej ulub…
- Ja zapraszam, więc ja wybieram restaurację – przerwał mi szybko. – Gwarantuję, że będziesz zadowolona. – uśmiechnął się.
- Ok. – uniosłam ręce, na znak, że się poddaje. Oparłam głowę o siedzenie. Byłam szczęśliwa. Popatrzyłam na Bartka i posmutniałam. Co będzie jeśli te mdłości to nie zatrucie? Czekanie do jutra, wydawało się być wiecznością. Byłam umówiona z moją lekarką na rano. Miałam zatem niecałą dobę, żeby nacieszyć się normalna sytuacją między mną, a Bartkiem. – Powiesz mi gdzie jedziemy? – spytałam w końcu. Jechaliśmy już dobre 40 minut.
- Nie. – wyszczerzył się. – Zaraz będziemy.
Po kolejnych 10 minutach podjechaliśmy pod Pałac Sobański.
- Serio? Zjemy w Amber Room? – popatrzyłam na niego zszokowana. Była to jedna z najlepszych warszawskich restauracji. Skinął jedynie głową z uśmiechem i złapał mnie za rękę. Zajęliśmy stolik przy oknie. Cała sala przybrana była w dekoracje świąteczne. Gdy podszedł kelner złożyliśmy zamówienie. – Dlaczego akurat tutaj?
- Pit mi doradził. Podobno tutaj oświadczył się Natce.
- Faktycznie – przypomniałam sobie i zrobiłam przerażoną minę.
- Nie chce Ci się oświadczyć – wyjaśnił pośpiesznie.
- Ty to masz wyczucie. – zmarszczyłam brwi.
- Nie, to nie o to chodzi.. po prostu, wiesz.. nie teraz – zaczął się jąkać, próbując się usprawiedliwić.
- Dobra, dobra już się nie tłumacz – zaśmiałam się. W między czasie kelner przyniósł nam nasze zamówienia. – Wiesz co, jak tańczyłeś z Pitem – uśmiechnęłam się mimowolnie. – To rozmawiałam z Natką i mówiła, że umówiła nas na 22 grudnia ze znajomymi i jeśli nie masz nic przeciwko, bo przepadły by nam znów ćwiczenia to pojechałabym już wtedy. – dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że to już za parę dni.
- Nie ma sprawy. – odpowiedział natychmiast. – Czyli rozstajemy się, aż na 5 dni.. – powiedział smutno.
- Jedź ze mną – wypaliłam. – Wigilię możemy spędzić u mnie, a w Boże Narodzenie jechać do Ciebie. Poznasz moich rodziców, a ja spotkam się z Twoimi. – zaproponowałam.
- Chcesz żebym poznał Twoich rodziców? – uśmiechnął się.
- Nie. – powiedziałam szczerze. Popatrzył na mnie zdziwiony. – Nie chce, bo są dość.. specyficzni.. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że kiedyś to nastąpi..
- No to skoro tak, to z chęcią ich poznam. – złapał mnie za rękę. – No to opowiedz mi cos o nich.
- Ojejku.. – nie wiedziałam od czego zacząć. – Mój tata jest adwokatem, a kancelarie ma prawie koło naszego domu. Uwielbia samochody, a swój traktuje jak skarb.. Macie coś wspólnego – uśmiechnęłam się. – Moja mama już nie pracuje, wcześniej była pielęgniarką, teraz zajmuję się domem i moim dorastającym bratem z którym z tego co wiem ma teraz trochę problemów.
- Co się stało? – zainteresował się.
- Nie, nic takiego – wyjaśniłam szybko. – Wiesz.. ma 18 lat myśli, że wszystko mu wolno – wywróciłam oczami. – A mama uważa, że napatrzył się na mnie i dziewczyny..
- Aż tak bardzo imprezowałyście? – zaśmiał się.
- Nie, choć mama pewnie będzie opowiadać Ci, wyłącznie o naszych imprezach.
- Nie mogę się doczekać.  - Dokończyliśmy jedzenie, śmiejąc się z Natki, która już dzwoniła, żeby nam przypomnieć o jutrzejszym spotkaniu z zespołem. Wyszliśmy godzinę później w świetnych nastrojach. Dopiero gdy dotarliśmy do domu, poczuliśmy zmęczenie. Bartek opadł na łóżko i zanim wróciłam z łazienki do pokoju, zdążył zasnąć. Położyłam się obok niego i zaczęłam rozmyślać o jutrzejszej wizycie u ginekologa. Byłam tak zestresowana, że udało mi się zasnąć dopiero po 2 godzinach.


  Obudziłam się rano i spojrzałam zaspana na zegarek, było przed 10.. Wstałam szybko z łóżka i zaczęłam się szykować. Nie chciałam budzić Bartka, więc zostawiłam mu jedynie kartkę. Wybiegłam z mieszkania i pół godziny później byłam już zdyszana w gabinecie. Po zrobieniu wszystkich badań siedziałam przy biurku i czekałam zniecierpliwiona, aż poznam wyniki.

_____
Przepraszam bardzo, że tak długo musieliście czekać, ale w szkole, jak to pod koniec roku mam urwanie głowy. Teraz kilka dni wolnych, więc kolejny rozdział będzie najpóźniej w niedziele :)

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział XLVI


Obudziłam się w ramionach Bartka. Popatrzyłam do góry i zobaczyłam, że jeszcze śpi. Westchnęłam, gdy przypomniałam sobie szczegóły wczorajszej nocy. Chyba jeszcze nigdy nie byłam, aż tak szczęśliwa. Wtuliłam się jeszcze bardziej w jego ramiona. Nie wiem czemu, zaczęłam się zastanawiać nad tym jak wyglądam. Przecież codziennie widywał mnie „naturalną”, a czasami i na kacu. Wyślizgnęłam się jednak  po cichu z jego objęć i szybko pobiegłam do łazienki. Umyłam zęby i się uczesałam. Wróciłam w ostatniej chwili bo gdy tylko się przytuliłam, otworzył oczy.
- Dzień dobry – powiedział cicho, całując mnie w czoło. Położyłam się na brzuchu i się uśmiechnęłam. Popatrzył na mnie uważnie. – Jesteś przepiękna.
- Umiesz kłamać.. – wyszczerzyłam się. Opłacało się wstawać.
- Nie kłamię – wciąż na mnie patrzył, takim wzrokiem, że się rozpływałam. – Co dzisiaj robimy?
- Muszę wyjść z Czuczi na spacer, potem musimy jechać na… - przerwał mi pocałunkiem. – A co ty na to.. – przerwał na chwilę, leżał już nade mną i bawił się moimi włosami. - .. żebyśmy dzisiaj zostali w łóżku? – nie czekając na odpowiedź znów mnie pocałował.

Jego plan się jednak nie powiódł i już 2 godziny później chodziliśmy po parku z Czuczi.
- Kiedy mamy te całe lekcje tańca? – spytał. Słychać było, że nie ma na nie najmniejszej ochoty.
- Za tydzień. Natka prosiła, żebyśmy zostali trochę w Warszawie. Pit wrócił do Rzeszowa a jej pomaga tylko Piotrek  z Patrykiem.
- Nie ma sprawy. Pomogę jeśli przeżyję ten cały kurs..
- Nie będzie tak źle – uśmiechnęłam się pocieszająco.
- A mówiłaś jej o Hiszpanii?
- Nie, no co Ty.. To ma być niespodzianka. Powiedziałam tylko, żeby zarezerwowała sobie czas od 27 grudnia. Mam nadzieję, że Ty się nie wygadałeś Pitowi. – przystanęłam.
- Nie, nie.. To jak Madryt czy Barcelona? – zdecydowanie zbyt duży nacisk położył na to drugie.
- Costa Brava. To jest tylko 60 km od Barcelony, więc możemy tam jechać, któregoś dnia.
- Serio? A co z Madrytem? Jeśli bardzo Ci na tym zależy to możemy jechać do stolicy.. – zaczął szybko.
- Nie. Sprawdziłam wszystko i w tym roku temperatura tam ma być naprawdę wysoka. Poopalamy się na plaży. – wyjaśniłam. Byliśmy już pod blokiem. Przebraliśmy się w dresy i po godzinie trenowaliśmy na hali. Jeszcze nigdy nie odbyliśmy tak przyjemnych ćwiczeń, jak dzisiaj. Nie mogliśmy się dosłownie od siebie oderwać. Wieczór spędziliśmy przytuleni na kanapie oglądając jakąś komedie.
- Co? – spytałam, gdy film się skończył a ja stałam przy odtwarzaczu. Bartek patrzył na mnie z uśmiechem.
- Nic, po prostu jestem szczęśliwy. – podszedł i mnie przytulił.
- A co z Eweliną? Tak bardzo Ci się podobała…
- Byłaś zazdrosna? – uśmiechnął się.
- Nie.. – skłamałam, nie patrząc mu w oczy. Uniósł brwi. – No dobra, może troszeczkę..
- Troszeczkę?
- Aaa! – krzyknęłam bo przewrócił nas na kanapę. – No może więcej niż troszeczkę.. –  zdążyłam powiedzieć, zanim mnie pocałował.

Tydzień później…

- Długo jeszcze? – usłyszałam Bartka, gdy kończyłam się malować. Zrobiłam ostatnie poprawki i wyszłam z łazienki. – Skąd masz taką bluzkę? – spytał z uśmiechem, patrząc na białą bokserkę z napisem I <3 Skra&Sovia.
- W sumie to sama nie wiem.. – wzruszyłam ramionami. – Mat mi ją przyniósł, gdy wróciłam ze szpitala, podobno kurier zostawił.. – naciągnęłam na nią miętowy, wełniany sweter – Chodź, bo się spóźnimy. – wyszliśmy z mieszkania. – Bartuś.. – zaczęłam w drodze do samochodu. Szanse na to, że się zgodzi były niewielkie, ale zawsze można było spróbować.
- Po co mam się wrócić? – westchnął i przystanął.
- Nie o to chodzi. Mogę ja prowadzić? – spytałam, wręcz błagalnie.
- A jak znów zatrzymasz się na środku ulicy?
- Nie dowiemy się tego, jeśli nie spróbuję. – uśmiechnęłam się niepewnie.
- Naprawdę tego chcesz?
- Tak. – skinęłam głową. Rzucił mi kluczyki. – Powiedz po prostu, że boisz się o swojego Range rover’a.
- Dobra, przejrzałaś mnie.. Chodzi mi tylko i wyłącznie o niego. – wyszczerzyłam się. Wsiedliśmy do samochodu. Wzięłam głęboki oddech i przekręciłam kluczki w stacyjce. Wyjechałam spokojnie na ulice i nic. Czułam się normalnie, żadnego strachu, żadnego dziwnego uczucia.
- Widzisz! – krzyknęłam zadowolona – Mówiłam, że nie potrzebuje żadnego psychologa!
- Dobra, dobra. – uśmiechnął się. – Mimo to uważam, że z psychologiem przełamałabyś się szybciej. – wywróciłam jedynie oczami i skupiłam się na drodze. Czekała nas 4 godzinna jazda do Rzeszowa. Mieliśmy się tam spotkać z Natką i iść razem na mecz. Potem zaplanowane było spotkanie u Pita, po którym w czwórkę mamy jechać do Warszawy. Dojechaliśmy pod halę, gdzie było pełno ludzi, którzy czekali na to, aby wejść do środka.
- Powiedziałaś Natce, że jesteśmy razem? – spytał, gdy zmierzaliśmy w jej kierunku. Stała oddalona od tłumu, ubrana  w kurtkę, pod która zauważyłam barwy Resovii.  
- Nie, a Ty Pitowi? – pokręcił jedynie głową i złapał mnie za rękę. Na reakcję Natki nie musieliśmy długo czekać. Najpierw jej mina wyrażała dezorientację, a potem od razu szeroko się uśmiechnęła.
- Wiedziałam, że to się tak skończy. – powiedziała, witając się z nami. Dzięki Bartkowi weszliśmy od tyłu i nie musieliśmy czekać w niekończącej się kolejce. Zajęliśmy miejsca na krzesełkach i obserwowaliśmy rozgrzewających się siatkarzy.
- Przepraszam, można prosić o autograf? – usłyszeliśmy za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam już dość sporą grupkę nastolatek czekających na Bartka.
- Pewnie – uśmiechnął się do nich. Gdy wstawał pocałował mnie przelotnie w usta, czym spowodował, że co druga dziewczyna piorunowała mnie wzrokiem. Odwróciłam się szybko.
- Blondyna – podbiegł do nas Igła. – Co to było? Jesteście…
- Tak – przerwałam mu.
- Są razem! – krzyknął tak, że każdy z zawodników, nawet Skry go usłyszał. Schowałam twarz w dłoniach.
- Jak do tego doszło? Opowiadaj! – Natka była wyraźnie tym podekscytowana. Wiedziałam, że tylko czekała, aż Bartek się oddali.
- Powiedział, że mnie kocha.. – odpowiedziałam cała rozpromieniona.
- A może więcej szczegółów. – nie ustępowała, zniecierpliwiona.
- Ojejku – westchnęłam. – Byliśmy nad tym zalewem, co mi się tak ciągle śni. Stoimy a on, że już tak dłużej nie może i że mnie kocha. Ja go pocałowałam powiedziałam, że ja go też, znów się całowaliśmy, potem wróciliśmy do domu i.. – urwałam, czerwieniąc się.
- Dobra, dalej nie opowiadaj.. –  powiedziała szybko, śmiejąc się. – Kiedy to było?
- Tydzień temu.
- Tydzień? I ja dopiero teraz się o tym dowiaduję? – oburzyła się.
- Byłam zajęta.. – chciałam się usprawiedliwić, ale wrócił Bartek, bo mecz właśnie się zaczynał.
Obie drużyny grały na wysokim poziomie i szły równo, aż do tie-break’a. Nie wiele lepsza okazała się Skra, która wygrała ostatniego seta 15:13. Wszyscy jednak mieli uśmiechy na twarzach, bo ten mecz nie przesądzał o niczym. Musiałyśmy czekać, aż chłopaki skończą udzielać wywiadów.
2 godziny później z całą rzeszowską drużyną siedzieliśmy już u Pita.
- Możemy porozmawiać? – po pewnym czasie podszedł do mnie Zibi.
- Pewnie – wyszliśmy do kuchni. Oparłam się o blat. – Wiem, że powinnam Ci powiedzieć o tym, że jestem z Bartkiem wcześniej.. – zaczęłam się usprawiedliwiać
- Daj spokój – przerwał mi natychmiast. – Też nie powiedziałem Ci wszystkiego… Od jakiegoś czasu jestem z Kaśką. – popatrzył na mnie uważnie, obserwując moją reakcję. Zaskoczył mnie, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać.
- Naprawdę? – uśmiechnęłam się. – To wspaniale. – dodałam. Cieszyłam się, że znalazł sobie kogoś, ale dlaczego właśnie ona? Ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi.
- To pewnie Kasia. – powiedział i wyszedł z kuchni. Wróciłam do salonu i usiadłam obok Bartka, który rozmawiał z Igłą. Zaraz za mną wszedł Zibi ze swoją dziewczyną. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się nieśmiało.
- Nie wiem co Ty w nim widzisz.. – westchnął Krzysiek. Nie słuchałam, ale wyglądało na to, że o coś się sprzeczali.
- Ja też nie.. – wyszczerzyłam się.
- Wiesz dobrze, ze mam racje – Bartek nie dawał za wygraną. Nie chciałam im przeszkadzać, wiec ruszyłam w stronę Pita i Natki.  
- Luśka. – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Kaśkę. – Chciałam Cię przeprosić za.. wszystko.
- Nie ma sprawy – odpowiedziałam szybko.
- Byłam po prostu zazdrosna. Naprawdę nie jestem taka..
- Rozumiem i naprawdę się nie gniewam – uśmiechnęłam się. Podszedł do nas Bartek.
- My się chyba jeszcze nie znamy.. – wyciągnął do niej rękę. – Bartek jestem.
- Kasia.. – uścisnęła ją. – Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze zobaczymy. – pożegnała się i wróciła do Zibiego na kanapę.
Po godzinie wszyscy zaczęli się zbierać. Musieliśmy jechać do Warszawy na dwa samochody, bo Pit wracał już pojutrze. Tym razem prowadził Bartek, bo ja była za bardzo zmęczona. Usiadłam wygodnie i włączyłam cicho muzykę. Nie wiem nawet kiedy odpłynęłam..

Obudziłam się i od razu poczułam, że mi nie dobrze. Wstałam szybko i pobiegłam do łazienki. Gdy wyszłam usłyszałam dzwonek telefonu.
- Słucham.. – mruknęłam cicho.
- Luśka? Co Ci jest? – usłyszałam głos Natki.
- Wymiotowałam.. pewnie się czymś zatrułam.. – powiedziałam, nastawiając wodę na herbatę.
- Może to poranne mdłości. – zaśmiała się.
- Jasne.. – nawet takiej opcji nie brałam pod uwagę. Z Bartkiem byłam dopiero od tygodnia, a wcześniej.. Nie.. to nie możliwe..



sobota, 18 maja 2013

Rozdział XLV



- Co? – spytałem zdziwiony. Wyszedłem do kuchni, żeby im nie przeszkadzać. – Jak to? Przecież jeszcze wczoraj wszystko było dobrze..
- Natka każe mi iść na lekcje tańca. – powiedział smutno. – Wyobrażasz sobie mnie na lekcji tańca? – zacząłem się śmiać. Już się bałem, że stało się coś złego. – To jest dla Ciebie zabawne? Ciekawe czy będziesz się tak śmiał, gdy Ci powiem, że kurs zarezerwowała też dla świadków. – od razu zamilkłem.
- Co? – teraz to on wybuchł śmiechem.
- Uważa, że jesteście na ślubie na tyle ważni, że nie wypada, żebyście nie potrafili tańczyć. Z tego co wiem to chodzi głównie o Ciebie.
- Przecież ja umiem tańczyć – oburzyłem się.
- No.. nie wiem. – zawahał się. – Musisz pogadać z Natką, ona tutaj rządzi.
- Pit, czy ty jesteś pod pantoflem?
- Nie – odpowiedział szybko. – Tylko nie lubię gdy na mnie krzyczy.
- A.. to zmienia postać rzeczy. – zaśmiałem się.
- Dobra, muszę kończyć. – pożegnał się i rozłączył. Wróciłem do salonu, gdzie zastałem tylko Arka i Luśke. – Mat już wyszedł?
- Tak. – wstała i złapała małego za rękę. – Idziemy się kąpać. – minęli mnie i weszli do łazienki. Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor.
- Dobranoc. – Arek podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Dobranoc. – uśmiechnąłem się. Wyszedł do swojego pokoju, a Luśka weszła za nim, żeby mu poczytać.
- Opowiadaj! – po jakimś czasie wpadła do pokoju i usiadła koło mnie. Widać było, że zżera ją ciekawość.
- O czym? – westchnęła.
- No o randce!
- Mówiłem Ci przecież, że to nie randka.
- Ok.. – wywróciłam oczami. – To jak było na spotkaniu towarzyskim z dziewczyną, która Ci się podoba? Lepiej?
- Było bardzo miło. Ty też się chyba świetnie bawiłaś z Matem? – spytałem niby od niechcenia. 
- O dziwo.. – zmarszczyła brwi. – Przyszedł do Ciebie, ale w końcu z Tobą nie rozmawiał..
- Może to był tylko pretekst? 
- Pretekst do czego?
- Żeby spotkać się z Tobą. Ostatnio jakoś inaczej ze sobą rozmawiacie.. Polubiliście się?
- Inaczej? Nie, no co ty.. Wydaje Ci się. – zaprzeczyła zdecydowanie zbyt szybko. Popatrzyłem na nią uważnie. Nie wiem czemu, wydawało mi się, że czegoś mi nie mówi. – A kto dzwonił?
- Pit, że ślubu nie będzie. – czekałem na jej reakcje. Przestała się uśmiechać i spojrzała na mnie poważnie.
- Co?
- Natka chce, żeby szedł na lekcje tańca. – wyszczerzyłem się. Ulżyło jej.
- Wiesz.. to chyba dobry pomysł. Widziałam jak tańczy i.. – skrzywiła się mimowolnie.
- Ale nie słyszałaś o najlepszym.. Natka zapisała też nas.
- Nas? Po co ? – wzruszyłem ramionami. – Czekaj zadzwonię do niej. – wyciągnęła telefon z kieszeni i wpisała numer Natki. W między czasie wyszedłem do łazienki. Cały czas myślałem o tym, czy jej powiedzieć, czy nie. Nie wiedziałem jak wygląda sytuacja między nią, a Matem. Widziałem wyraźnie, że nie chciała mi czegoś powiedzieć. Ale czemu miałaby ukrywać przede mną fakt, że są razem? Chyba, że zorientowała się, że coś do niej czuję, ale jak.. To wszystko było zbyt pogmatwane. – Umiesz tańczyć? – spytała, gdy wszedłem do pokoju.
- No pewnie. – odpowiedziałem bez zastanowienia. Włączyła muzykę. – Co robisz? – stanąłem niepewnie w progu.
- Chcę sprawdzić, czy naprawdę umiesz. - złapała mnie za rękę i pociągnęła na środek pokoju.
- Żartujesz?
- Ani trochę. – wiedziałem, że nie mam wyjścia, więc złapałem jej w pasie. Szło mi naprawdę całkiem dobrze. Po paru minutach, ponownie wyciągnęła telefon. – Natka? Będziemy. – powiedziała krótko i się rozłączyła.
- Co? Przecież widzisz, że umiem tańczyć. – oburzyłem się.
- Dwa razy nadepnąłeś mi na stopę i tańczysz jakbyś miał kule o nogi.
- Wcale mi się nie zrobiło przykro. – opadłem na fotel.
- Wybacz, nie chciałam. – uśmiechnęła się tak słodko, że wybaczyłem jej wszystko. – Nie będzie źle.. Będzie Pit.. A uwierz przy nim na pewno nie wypadniesz gorzej..
- Pocieszające – mruknąłem. Usiadła obok mnie i zaczęła skakać po kanałach. A może by tak jej teraz powiedzieć? Przecież kiedyś będę musiał to zrobić.. Nie, nie zrobię tego.. Wydaję mi się, że to Mat jest tym, którego ma na oku.. Ale jeśli nie..
- Lusia! – usłyszeliśmy głos Arka. Wstała szybko i wybiegła z pokoju. Postanowiłem, że poczekam jeszcze trochę, muszę być tego pewien, że jestem gotów zaryzykować.

Oczami Luśki..
Obudziłam się i zobaczyłam śpiącego obok mnie Arka. Musiałam zasnąć jak do niego przyszłam drugi raz. Wstałam jak najciszej potrafiłam, żeby go nie obudzić i wyszłam z pokoju. Bartek też jeszcze spał. Ogarnęłam się w łazience i zrobiłam śniadanie dla chłopaków. Pierwszy wstał Arek. Wszedł zaspany do kuchni i usiadł koło mnie.
- Cześć – uśmiechnął się. – Nalejesz mi soku?
- Pewnie. – podałam mu szklankę. Chwilę później doszedł do nas mój współlokator.
- Co jemy? – opadł na krzesełko naprzeciwko mnie. – Jajecznica? – popatrzył z uwielbieniem na stół i zaczął sobie nakładać. Zaraz po śniadaniu ktoś zapukał do drzwi. Gdy otworzyłam, zobaczyłam w nich Mariusza i Paulinę.
- Już jesteście? – zdziwiłam się, wpuszczając ich do środka. – Arek jest w łazience, myję zęby.
- Poczekamy. – uśmiechnęła się do mnie jego mama. – Był grzeczny?
- Jak zawsze.
- Jeszcze raz wielkie dzięki. A za tą pomoc zapraszamy Was dzisiaj na kolację. Co Wy na to? – popatrzyłam na Bartka.
- Będziemy – odpowiedział.
- To co? O 19 u nas?
- Ok. – zgodziłam się.
Po ćwiczeniach wróciliśmy prosto do domu. Bartka kolano było już w takim stanie, że byłam pewna tego, że od stycznia będzie mógł dołączyć do drużyny. Starałam się o tym nie myśleć. Cieszyłam się i to bardzo w końcu, udało mi się tego dokonać, a Bartek wróci na boisko. Z drugiej strony jednak wiedziałam, że to się równa z powrotem do Warszawy.. Aż dziwne, że teraz mam do tego taki stosunek. Jeszcze kilka miesięcy temu nie wyobrażałam sobie, żeby nie mieszkać w stolicy, a teraz.. A teraz, nie wyobrażam sobie mieszkać bez Bartka. Tyle jest facetów na ziemi, a ja musiałam zakochać się w tym, który nie jest mną zainteresowany.. Nie przeszkadzało mi to, że jest moim pacjentem, ani to, że jest moim przyjacielem..
- Luśka! – przerwał mi moje rozmyślanie. – Długo jeszcze? Siedzisz tam już ponad 40 minut.
- Już wychodzę! – krzyknęłam przez drzwi. Poprawiłam usta błyszczykiem i wyszłam. – Wolne. – Bartek zmierzył mnie wzrokiem.
- Hmm.. Opłacało się czekać. – uśmiechnęłam się. Nie byłam pewna tego jak mam się ubrać. Tego typu kolacje jadłam do tej pory tylko z dziewczynami i Piotrkiem. W końcu zdecydowałam się na czarną dopasowaną spódnice z wysokim stanem i kremową bluzkę z rękawkami ¾.  Czekałam na niego jakieś 20 minut. W końcu wyszedł ubrany w ciemne jeansy i granatową koszule.
- Gotowa? – spytał. Skinęłam głową i wyszliśmy z mieszkania. Pod domem Wlazłych byliśmy już pół godziny później.
- Cześć – przywitaliśmy się z Mariuszem, który otworzył nam drzwi.
- Lusia! – podbiegł do nas Arek. – Chodź pokażę Ci mój pokój. – złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Bardzo ładny. – rozejrzałam się w około, gdy weszliśmy. – Ale teraz muszę przywitać się z mamą. Chodź – weszliśmy do salonu w którym wszyscy siedzieli już przy stole. Przywitałam się z Pauliną i usiadłam obok Bartka. Nawet nie wiedziałam, kiedy upłynęły 3 godziny, tak świetnie nam się rozmawiało.
- Chyba pora spać. – Mariusz popatrzył na Arka. – Chodź przeczytam Ci bajkę.
- A może Lusia iść ze mną? – zanim odpowiedział, wstałam.
- Chodź. – wyciągnęłam rękę w jego kierunku. Położyłam się obok niego i zaczęłam czytać jakąś bajkę o super bohaterze.
- To co zbieramy się? – spytałam, wchodząc do salonu. Spojrzałam na zegarek było już po 23.
- Tak, tak.. zasiedzieliśmy się.


- Skręć tutaj. – powiedziałam, gdy już wracaliśmy.
- Po co? – zdziwił się, ale zrobił to o co go prosiłam. Popatrzył na mnie pytająco.
- Muszę coś sprawdzić. – Dojechaliśmy nad zalew. Wysiadłam z samochodu i stanęłam na śniegu, przed taflą lodu. – Nie wiem dlaczego, ciągle śni mi się to miejsce. Myślałam, że jak tu przyjadę to coś mi się przypomni.
- Co Ci się konkretnie śni? – spytał, aż za bardzo zainteresowany.
- No stoję tu z Tobą, rozmawiamy, a potem.. – urwałam. No przecież mu nie powiem co jest dalej..
- A potem? – nie ustępował.
- Pojechaliśmy o domu. – czułam, że się zarumieniłam.
- I przypominasz sobie coś? – pokręciłam jedynie głową.  – Dobra.. Ja już tak dłużej nie mogę. – popatrzyłam na niego.
- Jak?
- Luśka.. muszę Ci coś powiedzieć. – był tak zdenerwowany, że zaczął się jąkać. – Bo.. ja wiem, że to może wszystko zepsuć, ale muszę Ci to powiedzieć.. Luśka, kocham Cię.. wiem, że jesteśmy przyjaciółmi.. – mówił cały czas, ale już go nie słuchałam. Powtórzyłam kilkakrotnie, te dwa słowa „kocham Cię” i nie mogłam w to uwierzyć. Niewiele myśląc zbliżyłam się do niego i go pocałowałam, przerywając tym samym jego ciągłą paplaninę. Po chwili dezorientacji odwzajemnił mój pocałunek. Objął mnie  w pasie i przyciągnął do siebie. Moje ręce owinęły mu się na karku. Całowaliśmy się coraz namiętniej..  Jedną ręką wplątał się w moje włosy, a drugą przyciągnął mnie jeszcze mocniej. Po kilku minutach, a może godzinach.. oderwaliśmy się od siebie. Próbowałam uspokoić mój nierównomierny oddech. Bartek nie zabrał rąk i nadal mnie obejmował. Zobaczyłam iskierki w jego oczach, gdy patrzył na mnie jak na najważniejszą osobę w jego życiu.
- Czy to znaczy, że… -skinęłam jedynie głową. Zbliżył się do mnie ponownie i musnął moje usta. Wtuliłam się w jego ramiona, słyszałam jak szybko bije mu serce. – Kocham Cię. – szepnął.
- Ja Ciebie też.

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział XLIV



- Otworzę! – krzyknął Bartek. Po tym jak wróciliśmy, zajęłam się robieniem sałatki.
- Niespodzianka! – usłyszałam. Wyszłam na przedpokój i zobaczyłam Piotrka i jakiegoś chłopaka.
- Piotruś! – rzuciłam mu się w ramiona. Nie widziałam go od czasu szpitala. – Co ty tutaj robisz?
- Dopiero wróciliśmy z Egiptu. – uśmiechnął się. – Poznajcie się.. To jest Patryk, mój chłopak, a to Luśka i Bartek. – przedstawił nas.
- Miło mi Was poznać – przywitał się. – Nareszcie się spotykamy, dużo o Tobie słyszałem. – zwrócił się do mnie.
- Mam na dzieję, że nic złego..- uśmiechnęłam się.
- Nie, nie – odpowiedział szybko.
- Wchodźcie – zaprosiłam ich do salonu. – Zaraz przyjadą Natka i Pit.
- Wiemy, rozmawialiśmy z nimi. Lilka z Wojtkiem też będą. – usiedli przy stole. I ciekawe co ja teraz zrobię. Sałatka to zdecydowanie za mało na tyle osób. Problem się rozwiązał, gdy przyszli z kilkoma pudełkami pizzy. Siedzieliśmy jak zwykle, rozmawiając i śmiejąc się. Po 2 godzinach, musiałam się przewietrzyć, więc wyszłam na balkon. Oparłam się o barierkę.
- Jak za dawnych czasów, nie? – po chwili dołączył do mnie Piotrek.
- Z wyjątkiem tego, że wtedy nie było chłopaków.
- Ty i Bartek..
- Nie. – przerwałam mu – Jestem jego..
- .. rehabilitantką. – dokończył za mnie. – Tylko?
- Jesteśmy przyjaciółmi.. – powiedziałam, nie dość przekonująco. Uniósł brwi. Wkurzało mnie to, że zna mnie, aż tak dobrze. – Może, może coś ostatnio do niego poczułam, ale to bez znaczenia. Jest moim pacjentem, wiesz jaki mam stosunek do pacjentów.. i sportowców. – dodałam. – Poza tym on też traktuję mnie wyłącznie jako przyjaciółkę i z kimś na dodatek kręci.
- Jesteś pewna, że on nic do Ciebie nie czuję? – spytał, patrząc na mnie uważnie.
- Tak, a jak  Ci się układa  z Patrykiem? Wyglądacie na szczęśliwych – uśmiechnęłam się.
- Typowa Luśka w czasie trudnej dla Ciebie rozmowy, automatycznie zmieniasz temat. Z Patrykiem jesteśmy szczęśliwi.
- Cieszę się. Chodź do domu, bo zamarzniemy. – weszłam pierwsza. Było zdecydowanie zbyt zimno, by rozmawiać na balkonie. Nasi goście wyszli koło 1. Nie miałam na nic siły, ale Bartek był na tyle kochany, że posprzątał. Siedziałam z nogami na stole, dopijając wino, gdy opadł obok mnie.
- Jestem wykończony. – westchnął, zabierając mi kieliszek.
- Idę się wykąpać. – mruknęłam, podnosząc się niechętnie. Weszłam do wanny i się rozpłynęłam, o tym właśnie marzyłam. Wyszłam dopiero, gdy woda zrobiła się zimna.
- Dobranoc. – weszłam do salonu. Bartek spał na kanapie. Nie budziłam go, tylko przykryłam kocem. Patrzyłam przez chwilę na niego. Wyglądał, tak słodko. Cóż, Ewelina jest szczęściarą…


Obudziłam się koło 9 i patrzyłam w sufit. Nie ma to jak własne łóżko. Niestety, nie mogłam leżeć tak wiecznie. Wstałam i wyszłam do kuchni. Bartek brał prysznic, więc zabrałam się za robienie śniadania. Zdobyłam się na odwagę i postanowiłam zrobić naleśniki. Zdziwiłam się ogromnie, gdy pierwszy mi się udał, a potem drugi i trzeci...
- No nie mów, że robisz naleśniki.. – mój współlokator wszedł do kuchni.
- Zrobiłam trzy.. Z czego tak się cieszyłam, że zepsułam kolejnego. Ale teraz już mi wychodzą – oznajmiłam dumnie.
- Jestem pod wrażeniem – zaśmiał się.
- Dziękuję. – odpowiedziałam skupiona na patelni.
Po śniadaniu od razu ruszyliśmy w drogę do Bełchatowa, gdzie mieliśmy zarezerwowaną halę. Dojechaliśmy prosto pod nią. W wejściu minęliśmy się z chłopakami, którzy właśnie skończyli trening.
- Jak dobrze, że wróciliście! – ucieszył się na nasz widok Mariusz.
- A cieszysz się z tego, aż tak bo.. – zaśmiał się Bartek.
- Mam do Was ogromną prośbę. Chodzi o to, że znów musimy wyjechać. Chcieliśmy zostawić Arka u Winiara, ale uparł się, że chce do Was. – wyjaśnił – Ale jeśli nie da rady, albo to jakiś problem…
- Żaden problem – przerwałam mu. – I tak jesteśmy w domu. Kiedy go przywieziecie?
- Dzisiaj? – powiedział niepewnie.
- Ok. Będziemy w domu, gdzieś za 2 godziny bo musimy wstąpić do Winiara po Czuczi i możesz go przywieźć.
- Nie wiem jak Wam się odwdzięczymy. – pokręcił głową.  
- Daj spokój. – uśmiechnęłam się.
Skończyliśmy ćwiczenia i dwie godziny później byliśmy już z Czuczi w mieszkaniu. Mariusz i Paulina zaraz potem byli już u nas.
- No to co robimy? – spytałam Arka, gdy zostaliśmy w trójkę. – Może pójdziemy na łyżwy?
- Tak! – krzyknął zadowolony. Ubraliśmy się i już pół godziny później byliśmy w drodze na lodowisko.
- Ostrzegam, że dawno nie jeździłem. – powiedział Bartek, gdy wychodziliśmy z samochodu.
- Nie martw się, ja na łyżwach byłam ostatnio jakieś 5 lat temu. – pocieszyłam go. Okazało się, że Arek jeździ najlepiej.
- Luśka! – usłyszałam za sobą, gdy mieliśmy zamiar schodzić z lodu. Chciałam się odwrócić, ale straciłam równowagę i gdybym nie przytrzymała się Bartka, wylądowałabym na tyłku.
- O cześć – w końcu powoli się obróciłam i zobaczyłam Majkę, jadącą w naszym kierunku z.. Eweliną.
- Hej. – przywitała się ta druga, bardziej kierując to w stronę Bartka. - Opiekujecie się Arkiem?
- Tak, Mariusz i Daga musieli wyjechać – odpowiedział im mój współlokator.
- Luśka, musimy koniecznie powtórzyć wspólne zakupy. Jeszcze nigdy nie kupiłam tak fajnych ciuchów.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się.
- A my może w końcu wyskoczymy na tą kawę lub drinka? – Ewelina popatrzyła na Bartka. – Masz czas dzisiaj wieczorem?
- Wiesz co.. Dzisiaj jest u nas Arek..
- Zajmę się nim przecież – przerwałam mu. Wolałam, żeby szedł i się dobrze bawił, niż siedział z nami myśląc, że mógłby teraz być z dziewczyną, która mu się podoba.
- Naprawdę? – spytał, chcąc się upewnić.
- Pewnie.
- To co o 20 w „Valentino”? – Ewelina, była przeszczęśliwa.
- Ok. – uśmiechnął się do niej. Pożegnaliśmy się z nimi i zeszliśmy z lodowiska.
- Ulepimy bałwana? – Arek pociągnął mnie za kurtkę z miną szczeniaka, gdy byliśmy już przed blokiem.
- Nie zimno Ci? – spytałam. Pokręcił tylko głową.
- To chodź, ulepimy takiego na podobieństwo Bartka. – zaśmiałam się.
- Ej. – oburzył się i rzucił we mnie śnieżką.
- Chcesz wojny? – przymrużyłam oczy.
- Nie masz ze mną szans. – wyszczerzył się. I tak zaczęła się prawdziwa wojna na śnieżki. Arek jedynie stał i patrzył na nas śmiejąc się.
- Dobra! – krzyknęłam, gdy byłam już cała mokra. – Remis. Lepmy tego bałwana, bo się ciemno robi.
Po 30 minutach weszliśmy do mieszkania i szybko się przebraliśmy.   
- Ale było fajnie! – Arek jadł naleśniki z wielkim uśmiechem na twarzy. Siedziałam z nim w kuchni przy stole, w czasie gdy Bartek szykował się do wyjścia.
- I jak? – stanął przed nami. Ubrał ciemne jeansy i jasno niebieską koszulę z niezapiętymi górnymi guzikami. Aż się zadławiłam sokiem, gdy go zobaczyłam. Wyglądał naprawdę świetnie.
- Gdzie idziesz? – spytał Arek.
- Bartek idzie na randkę. – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Będzie się całował?
- Na pewno. - szepnęłam.
- To nie jest randka. – zaprzeczył szybko. – Już po 18.. Ja uciekam. Na pewno nie masz nic przeciwko?
- Poradzę sobie.. Idź i baw się dobrze. – miałam coś przeciwko i to nawet dużo, ale nie mogłam nic zrobić. Miałam powiedzieć „Zostań bo jestem cholernie zazdrosna”. Zamiast tego patrzyłam jak wychodzi z mieszkania.
- Zagramy w coś?
- Pewnie. Idź znajdź jakąś grę. Bartek ma ich pełno, a ja pozmywam szybko. – powiedziałam dopijając sok. Po godzinie ktoś zadzwonił do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Cześć – zobaczyłam uśmiechniętego Mata – Co tam rehabilitantko? Jest Bartek?
- Nie, artysto-piłkarzu..  – pokręciłam głową. – Przekazać coś?
- Boję się, że znów zapomnisz, więc przyjdę później.
- Mateusz! – Arek wyszedł na przedpokój – Zagrasz ze mną w grę, bo Luśka cały czas przegrywa.
- Wiesz, dziewczyny już tak mają – uśmiechnął się. – Mogę? – zwrócił się do mnie.
- Skoro musisz.. – przepuściłam go w drzwiach.

Oczami Bartka…
Wszedłem niepewnie do restauracji. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłem na spotkaniu z jakąś dziewczyną , inną niż Aśka. Rozejrzałem się, ale Eweliny jeszcze nie było. Zająłem wolny stolik przy oknie. Po chwili weszła do lokalu i zaczęła szukać mnie wzrokiem. Wstałem i pomachałem do niej.
- Cześć – odsunąłem jej krzesło.
- Dziękuje. – uśmiechnęła się. – Luśka na pewno nie ma problemu z tym, że zostawiasz ją samą z Arkim?
- Nie, najmniejszego. – odpowiedziałem. – Zamawiamy cos? – podałem jej kartę dań z której wybraliśmy potrawy dla siebie.
- Jak kolano? – spytała.
- Coraz lepiej. Luśka twierdzi, że może już w styczniu zacznę treningi z chłopakami.
- Naprawdę? To cudownie. Długo już z nią mieszkasz?
- Kilka miesięcy, tak jest prościej. Mamy codziennie ćwiczenia na które musiałaby dojeżdżać z Warszawy..
- Musiała wiele poświęcić. Nie ma nikogo?
- Wiem i jestem jej ogromnie wdzięczny. A teraz obecnie jest sama. – ale ma kogoś na oku.. Ciągle zastanawiałem się kogo miała na myśli.
- A jak się trzymasz po rozstaniu? Karol mówił, że zakończyłeś naprawdę długotrwały związek.
- W  porządku, a u Ciebie?
- Na początku było ciężko. Był pierwszym mężczyznom, któremu wyznałam pierwsza miłość. – uśmiechnęła się na to wspomnienie. – Nie żałuję, że to zrobiłam. Gdyby nie to, może nigdy nie bylibyśmy razem. – przestałem jej słuchać. Wciąż powtarzałem w myślach jej ostatnie słowa. A co jeśli właśnie ze mną i Luśką tak będzie. Może przez to, że jej nie powiem przekreślę szansę na wspólny związek? A może powinienem zaryzykować? Ale co jeśli ona do mnie nic podobnego nie czuję i zepsuję to co jest obecnie.
- Byliście wcześniej przyjaciółmi? – spytałem. Skinęła jedynie głową, upijając sok. – Nie bałaś się, że Wasza przyjaźń nie przetrwa tego, jeśli on nie odwzajemni Twoich uczuć?
- I przez strach miałam tkwić w tym, patrząc jak umawia się z innymi? – popatrzyłem na nią uważnie. Miała całkowitą rację. Ale co z tym facetem, którego ma na oku. Byłem bardzo ciekawy, kim on jest. Większość czasu spędzała ze mną, a o kimś nowopoznanym pewnie by mi powiedziała. A może… Nie, to nie możliwe. Gdzieś głęboko w środku miałem nadzieję, że mówiła o mnie. Przecież nie wiedziała co do niej czuję.
- Muszę iść, przepraszam.. – wstałem i wyciągnąłem portfel. – Jesteś naprawdę świetna i możemy zostać przyjaciółmi, ale teraz musze coś załatwić.
- Ok.. – powiedziała zdezorientowana.
- Odwieźć Cię?
- Nie, mieszkam nie daleko. Idź jej powiedź. – uśmiechnęła się. Spojrzałem na nią pytająco, ale jedynie się zaśmiała. Wyszedłem szybko z restauracji i po 30 minutach byłem już w mieszkaniu. Gdy wszedłem do salonu zobaczyłem ją z Arkiem i.. Matem.
- Cześć – przywitała się nie odwracając wzroku od telewizora. – Jak tam na randce?
- W porządku. – odpowiedziałem. Stałem i patrzyłem na nich. No tak.. Nie pomyślałem o Mateuszu. Ostatnio ich relacje się zmieniły, nie piorunują się na każdym kroku wzrokiem..
Poczułem wibrację, więc szybko odebrałem.
- Bartek? – usłyszałem załamany głos Pita.
- Co jest?
- Ślubu nie będzie..

__________________________
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale mam teraz tak dużo spraw na głowie, że nie miałam czasu na nic.. Kolejny prawdopodobnie w weekend :) I dziękuję za wszystkie miłe komentarze, naprawdę dają mi ogromną motywację :)