sobota, 30 marca 2013

Rozdział XXVIV


- Cześć Zbyszek! Co ty tutaj robisz? – spytałem zaskoczony, gdy zobaczyłem go w drzwiach.
- Możemy pogadać? – zwrócił się bezpośrednio do Luśki, jakby mnie tam nie było.
- Wejdź – przepuściła go w drzwiach i wskazała swój pokój do którego wszedł. Zostałem sam na przedpokoju. Westchnąłem z rezygnacją i wróciłem na kanapę.
- Kto to? – spytał Karol, nie odrywając wzroku od telewizora.
- Zibi – odpowiedziałem krótko. Próbując skoncentrować się na meczu.
- Po co przyjechał? – zainteresował się.
- No na pewno nie do mnie. – otworzyłem w końcu swoje piwo – Chyba chce pogadać z Luśką.
- Chce do niej wrócić? – nie dawał spokoju.
- Nie wiem. – wzruszyłem ramionami, próbując nadal skupić się na meczu.
- Chodzi o tego Bartmana? – włączył się do rozmowy Mat. – Oni byli razem?
- Dobra. – westchnąłem – Chce obejrzeć ten mecz, więc powiem wam jeszcze raz. Przyjechał Zbigniew Bartman, ten sam, który gra z numerem 9 w reprezentacji – zwróciłem się do Mata – I nie mam bladego pojęcia, co chce zrobić. Chcesz to idź go zapytaj. – dodałem , patrząc na Karola. Miałem nadzieję, że po tym w końcu się zamkną. Zapowiadał się męski wieczór z zazdrosnymi wielbicielami Luśki. Cudownie.

Oczami Luski..

Zbyszek był ostatnią osobą, której się spodziewałam. Nie wiedziałam po co przyjechał, jedyne czego byłam pewna to to, że nie był mi do końca obojętny. Serce biło mi szybciej, gdy czekałam, aż w końcu się odezwie.
- To dla Ciebie -  wręczył mi bukiet herbacianych róż.
- Dziękuję – wzięłam go od niego i położyłam na stoliku. – Po co przyjechałeś?
- Żeby cię przeprosić – powiedział. Spojrzałam na niego pytająco. – Rozmawiałem z Kaśką, potem jeszcze z chłopakami i teraz wiem, że miałaś rację. – wyrzucił to z siebie.
- To dobrze. – nie miałam pojęcia co powiedzieć. Wiedziałam, że kiedyś to zauważy. Ale nie myślałam, że to nastąpi tak szybko.
- Przepraszam, byłem idiotą.. ślepym idiotą. – popatrzył mi prosto w oczy. Nienawidziłam takich sytuacji.
- Nie zaprzeczę.. – odpowiedziałam cicho.
- Jesteś w stanie mi wybaczyć? – zapytał jeszcze ciszej.
- A co z Kaśką?
- Nie jestem pewien, czy ta znajomość przetrwa, skoro ona czuje do mnie coś więcej. Uważam ją wyłącznie za przyjaciółkę. Jeśli chcesz to zerwę z nią jakikolwiek kontakt… – wyjaśnił szybko.
- Nie mam prawa, wymagać tego od ciebie. – przerwałam mu stanowczo.  – Poza tym.. – wetchnęłam. Patrzył na mnie tymi swoimi  niebieskimi oczami, przez co nie mogłam się skupić. – Nie wiem, czy między nami może być tak  jak dawniej – powiedziałam cicho.
- Rozumiem, zachowałem się jak głupek i jestem świadomy konsekwencji. – spuścił wzrok. – Chciałbym, żebyśmy spróbowali chociaż zostać przyjaciółmi. Brakuję mi ciebie – znów skierował na mnie oczy pełne smutku.
- Ja też tęskniłam – wyznałam szczerze. – Nie chce tracić z tobą kontaktu, więc… - wzięłam głęboki oddech. – Wydaje mi się, że możemy spróbować przyjaźni.. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Przyjaciele się przytulają, prawda? – spytał, wyraźnie rozluźniony.
- Wydaje mi się, że tak – przymrużyłam oczy. Zaraz potem znalazłam się już w jego ramionach. Niewątpliwie mi tego brakowało i nawet nie mogę przekonywać się, że jest inaczej. Nie chciałam jednak tego czuć, więc szybko się odsunęłam.
- Napijesz się czegoś? – spytałam.
- Nie, muszę się już zbierać. – zaczął zakładać kurtkę. – Czeka mnie 4 godzinna podróż.
- Jeśli chcesz możesz zostać u nas. – zaproponowałam szybko.
- Nie mogę, jutro rano mam trening. W sobotę gramy ze Skrą, więc musimy nieźle trenować. – wyjaśnił.
- Gracie u siebie, czy tutaj? – zainteresowałam się.
- Tutaj, więc zobaczymy się już w czwartek. – uśmiechnął się – Jeśli będziesz chciała.. – dodał szybko.
- Pewnie. – odpowiedziałam bez zastanowienia. Wyszliśmy na przedpokój.
- Poczekaj – powiedział i ruszył w kierunku salonu. – Cześć – przywitał się z chłopakami. – Sorry stary, że nie zwróciłem na ciebie uwagi, ale.. – zwrócił się do Bartka.
- Tak wiem, nie jestem długonogą blondynką – przerwał mu. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- No mnie więcej dlatego – przytaknął mu Zibi, nadal się śmiejąc.
- Jedziesz już? – spytał, widząc kurtkę.
- Jutro mam trening – zrobił zawiedzioną minę.
- I tak wam to nie pomoże – uśmiechnął się Karol – Skopiemy wam tyłki tak, czy inaczej.
- Zobaczymy, kto tu komu skopię tyłek – odpowiedział mu z takim samym uśmiechem Zibi.
- Próbuję oglądać mecz! – wycedził Mat.
- Przepraszam za niego – zwróciłam się do Zbyszka. – Ktoś tu jest nie wychowany. - popatrzyłam na Mata z oburzeniem. Jak on się w ogóle zachowuję? Nawet nie jest u siebie w domu.
- I tak już wychodzę. – uśmiechnął się do mnie.  Odprowadziłam go do drzwi. Gdy wyszedł, poszłam zrobić sobie coś do jedzenia. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać do salonu, w którym siedział ten idiota. Zrobiłam sobie omlet i wróciłam do pokoju.
- Może się przyłączysz? – usłyszałam Mata, gdy przechodziłam obok salonu. Zignorowałam go i zamknęłam drzwi. Włączyłam cicho muzykę i zaczęłam czytać książkę. Moje myśli jednak szybko powędrowały w innym kierunku. Wspominałam moją rozmowę ze Zbyszkiem i moment w którym się przytuliliśmy. Było mi wtedy naprawdę dobrze, ale skoro mamy być tylko przyjaciółmi muszę o tym jak najszybciej zapomnieć. Nie pomagał mi w tym fakt, że to ja zdecydowałam, że nimi zostaniemy. Zrobiłam to chyba dlatego, że chciała mieć z nim jakiś kontakt, a nie byłam pewna, czy jestem gotowa, by do niego wrócić.
- Proszę – powiedziałam, słysząc pukanie. W drzwiach pojawił się Karol.
- My się już zbieramy, chciałem się tylko pożegnać. – wyjaśnił szybko. – Będziesz na meczu? Zostawiłem Bartkowi bilety dla was. – dodał.
- Pewnie – uśmiechnęłam się. – Muszę to zobaczyć.
- Super – wyraźnie się ucieszył – To do zobaczenia.
- Do zobaczenia Alicjo! – krzyknął Mat. Wywróciłam jedynie oczami i wróciłam do czytania. Chwilę potem Bartek uchylił drzwi.
- Mogę? – spytał niepewnie.
- Pewnie, wchodź – odłożyłam znów książkę. – Co tam?
- U mnie? Nic nowego. Drużyna której kibicowałem przegrała.
- Przykro mi – uśmiechnęłam się.
- Powiesz mi po co przyjechał Zibi i co się dzieje z Natką? – popatrzył na mnie wyczekująco.
- Tak do końca to nie wiem co się dzieję z Natką. Wczoraj dzwonił do mnie Pit i mówił, że jej były do niej dzwonił. Gdy ją dzisiaj spytałam, czy się z nią kontaktował powiedziała, że nie. Potem rozmawiałam z Filipem, to właśnie jej były i on chce ją odzyskać. – wyjaśniłam.
- I co teraz zamierzasz zrobić? Myślisz, że do niego wróci? – zmarszczył brwi. Wiedziałam, że się tym przejął, w końcu Piter jest jego przyjacielem.
- Jeszcze wczoraj byłam pewna, że nie. – wzruszyłam ramionami. – Ale teraz jak nas okłamała? – westchnęłam.
- Może powinnaś z nią porozmawiać i powiedzieć, że wiesz? Nie chce, żeby Pit cierpiał.
- Wiem, jeśli tylko Pit mi pozwoli to z nią o tym pogadam. – uspokoiłam go.
-A co z Zibim? – oparł się o ścianę.
- Przeprosił mnie. W końcu zobaczył, że Kaśka naprawdę czuję do niego coś więcej. – włożyłam nogi pod kołdrę.
- Wróciliście do siebie? – zdziwił się.
- Nie. – odpowiedziałam szybko. – Spróbujemy przyjaźni. Z doświadczenia wiem, że drugi raz do tej samej wody się nie wchodzi. – dodałam. Zamyślił się nad czymś – O czym myślisz? – spytałam.
- Nie, o niczym – wstał – Idę spać. – uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi. – Ej – zatrzymał się i odwrócił – O co chodzi z tobą i Matem?
- O nic. Nie mówi mi o tym człowieku. – poprosiłam. Zaśmiał się i wyszedł.

Obudziłam się o 7. W lodówce nie było nic do jedzenia. Westchnęłam i założyłam płaszcz i kozaki. Na klatce stał Mat w samych bokserkach, a przed nim jakaś dziewczyna.
- Zadzwonisz?  - spytała, całując go na pożegnanie.
- Jasne – odpowiedział, patrząc jak schodzi po schodach.
- Biedna dziewczyna. – pokręciłam głową ze smutną miną.- Myśli, że zadzwonisz…
- O – uśmiechnął się – Nasza rehabilitantka. Jak samopoczucie? – oparł się o drzwi.
- Zważywszy na to, że cię spotkałam.. złe – odpowiedziałam i ruszyłam w stronę schodów.
- Wracając do Dominiki.. Skąd wiesz, że do niej nie zadzwonię? – spytał, cały czas mnie obserwując.
- Słuchaj.. nie mam ochoty dalej ciągnąć tej bezsensownej konwersacji. Popsułeś mi dzień  tym, że musiałam cię oglądać w samych bokserkach. Twoich głupich gadek już nie zniosę, wybacz. A wiem stąd, że znam mężczyzn twojego pokroju.. Numerek i do widzenia. A biedna dziewczyna, czeka na telefon od takiego dupka jak ty – odwróciłam się i uśmiechnęłam z politowaniem.
- Sprawiłem jej przyjemność w nocy. Uwierz, że to wystarczy! – usłyszałam za mną, gdy dochodziłam do drzwi.
- Wątpię! – krzyknęłam i wyszłam z klatki.

piątek, 29 marca 2013

Rozdział XXVIII



- Chodzi o Natkę? - odłożyłam książkę i usiadłam prosto.
- Właściwie.. – zawahał się. – Kto to jest Filip?
- Nie mówiła Ci o nim? – spytałam zdziwiona. – To jej były chłopak. Była z nim przed tobą. Czemu pytasz?
- Tak myślałem.. – powiedział, jeszcze bardziej załamany.
- Ale co się stało? – nic nie rozumiałam.  – Natka jest u ciebie?
- Tak, właśnie się kąpie. Dzwonił do niej telefon, kazała mi sprawdzić kto to. Jak powiedziałem jej, że to Filip wyrwała mi go z ręki i wyłączyła. Spytałam o co chodzi, ale nie odpowiedziała – wyjaśnił.
- Pit po tym co jej zrobił nie sądzę, żeby chciała do niego wrócić. – próbowałam go uspokoić. – Chcesz to z nią porozmawiam. – zaproponowałam.
- Nie, nie panikujmy. Może to naprawdę nic poważnego, a wyjdzie na to, że ci się skarżę. – nadal nie był przekonany.
- Kiedy Natka wraca do Warszawy? – spytałam.
- Jutro rano, a co?
- Sprawdzę co i jak. Nie martw się, nie pozwolę jej zrobić głupstwa. – zapewniłam.
- Dzięki – odetchnął. – Dobranoc. – pożegnał się i rozłączył.
Co ta Natka kombinowała? Inne dały by się zabić za takiego chłopaka jak Pit, a ona tego nie docenia. Wróciłam do czytanie książki, ale nie mogłam się na niej skupić, wiec zgasiłam światło i próbowałam zasnąć.

Budzik obudził mnie o 7. Wstałam szybko i zjadłam śniadanie. Obudziłam Bartka, chcąc jak najszybciej skończyć ćwiczenia i jechać.
- Po co jedziesz do Warszawy? – spytał zaspany, siadając przy stole w kuchni.
- Muszę porozmawiać z Natką. – odpowiedziałam, nalewając mu kawy.
- A przez telefon nie możesz?
- Nie, potrzebna mi do tego Lilka – postawiłam przed nim talerz z kanapkami.
- Ok. I tak przychodzi Karol z jakimś jego kolegą  na mecz. – zaczął jeść kanapki.
 Poszłam ogarnąć się do łazienki. Założyłam szare leginsy i białą luźną bluzkę. Bartek skończył jeść i zaczęliśmy ćwiczenia. Po godzinie, byłam gotowa do wyjścia. Założyłam  płaszcz i wyszłam z mieszkania.
Droga do Warszawy zajęła mi więcej czasu, niż się spodziewałam. Na miejsce dotarłam spóźniona.
- Cześć – powiedziała Lilka, gdy opadłam na krzesełko obok niej.
- Przepraszam za spóźnienie. – próbowałam złapać oddech. – Myślałam, że szybciej dojadę.
- Natki też oczywiście nie ma, więc wybaczam – westchnęła – Dlaczego chciałaś się spotkać?
- Mówiła ci może coś Natka o Filipie? – spytałam.
- A co mi miała mówić? – nie rozumiała.
- No nie wiem.. że się kontaktują, rozmawiają? – zasugerowałam.
- Nie, nic mi nie mówiła. A co?
- Pit wczoraj mówił, że dzwonił. A ona wyrwała mu telefon i nic nie powiedziała – wyjaśniłam.
- Myślisz… - zaczęła zszokowana.
- Nie. – przerwałam jej szybko. – Przecież nie jest na tyle głupia. Na pewno nie chce do niego wrócić.
- Cześć – usłyszałam za sobą i zobaczyłam, że Natka idzie w naszym kierunku. – Sorry, za spóźnienie, ale Pit mnie zatrzymał – zarumieniła się lekko.
- Dobra, oszczędź nam szczegółów – powiedziałam, śmiejąc się.
- Czemu chciałaś się spotkać? – spytała, przeglądając kartę dań. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie chciałam, że wyszło na to, że Pit do mnie dzwonił.
- Pogadać. – odpowiedziałam wymijająco.
- O? – spojrzała na mnie.
- Ogólnie. – widziałam kątem oka, że Lilka próbuję się nie roześmiać. Spiorunowałam ją wzrokiem.
- Tak rzadko się widujemy… - dodała szybko.
- Myślałam, że coś się stało – popatrzyła na nas jak na wariatki – No to.. co u was słychać?
- U mnie nic nowego – zaczęła jak gdyby nigdy nic Lilka – Mam próby, niedługo premiera. A właśnie.. Musicie na niej być, wyślę wam zaproszenia – uśmiechnęła się i popatrzyła na mnie wyczekująco.
- Cóż.. W Bełchatowie nic się nie dzieje. –wzruszyłam ramionami. – Do mojego bloku, wprowadził się max irytujący chłopak. – przypomniałam sobie. – Ale nie widuje go często, więc nie jest źle.
- Przystojny? – dopytywała się Lilka.
- Nawet, gdyby był najprzystojniejszym facetem na ziemi, nie zwróciłabym na niego uwagi. Nie lubię nadętych cwaniaków. – odpowiedziałam szybko. – A co u ciebie? – zwróciłam się bezpośrednio do Natki.
- Normalnie, właśnie wróciłam z Rzeszowa. Wczoraj byłam z Piotrkiem u jego rodziców.
- Ostatnio widziałam chłopaka, który był bardzo podobny do Filipa – zaczęłam – Ale do było w Bełchatowie, a co on tam miał niby robić? – dodałam i obserwowałam Natkę. Wyraźnie się speszyła – Miałaś z nim jakiś kontakt? – spytałam od niechcenia, biorąc od niej kartę.
- Nie. Nie odzywał się do mnie odkąd zerwaliśmy. – powiedziała, nie patrząc na nas. – Wiecie co, ja się muszę już zbierać. Mam pacjenta za pół godziny. Miło było was spotkać. – pożegnała się i wyszła.
- Ok, to było dziwne – patrzyłam jak wychodzi. Wyciągnęłam telefon.
- Gdzie dzwonisz? – spytała Lilka – Do niego? – skinęłam jedynie głową. Nie musiałam długo czekać. Odebrał po dwóch sygnałach.
- Słucham? – usłyszałam.
- Cześć – przywitałam się – Z tej strony Luśka. Znajdziesz teraz chwilę czasu? Moglibyśmy się spotkać? – Yyy – był wyraźnie zaskoczony. – Pewnie. Gdzie?
- W tej restauracji, do której zawsze przychodziliśmy w sobotę. Pamiętasz? „Bazyliszek”..
- Pamiętam, jestem nie daleko. Będę za 10 minut – powiedział i się rozłączył.
- Zaraz będzie – popatrzyłam na Lilkę, siedziała i nerwowo stukała palcami o stolik. Siedziałyśmy w milczeniu, zastanawiając się o co w tym wszystkim chodzi. Filip wszedł do restauracji i zaczął się rozglądać. Podniosłam rękę, żeby  nas zobaczył.
- Cześć – przywitał się, lekko zawstydzony siadając na jednym z krzeseł.
- Cześć – odpowiedziała Lilka, patrząc na niego nieprzyjaźnie. Szybko odwrócił wzrok w moim kierunku.
- Czemu chciałyście się spotkać? – spytał.
- Próbowałeś się ostatnio skontaktować z Natką? – moje spojrzenie, też nie było przyjemne. Ale na pewno lepsze, niż Lilki.
- To chyba nie wasza sprawa – nabrał pewności siebie.
- Ona jest zaręczona – wycedziła Lilka.
- Wiem. – nie robiło to na nim wielkiego wrażenia. – Słuchajcie.. Zrozumiałem, że popełniłem błąd. Ja ją nadal kocham i chce ją odzyskać.
- Ona jest zaręczona! – krzyknęłam, ale zaraz się uspokoiłam. – Daj jej spokój – powiedziałam stanowczo. – Ona jest szczęśliwa z Piotrkiem i na pewno do ciebie nie wróci po tym co jej zrobiłeś!
- Jesteś pewna? – spytał wstając. – Tyle? Bo mi się trochę śpieszy.. – uśmiechnął się i wyszedł. Popatrzyłyśmy na siebie zdezorientowane.
Oczami Bartka..
Po tym jak Luśka, prawie wybiegła z domu, zabrałem się do sprzątania. Kończyłem, gdy zadzwonił telefon.
- Cześć – usłyszałem głos Karola.
- No siema, o której będziecie? – zapytałem.
- O 19, może być?
- Jasne. – odpowiedziałem natychmiast.
- Luśka, nie ma nic przeciwko?
- Nie ma jej.
- Oh – zaskoczyłem go negatywnie. – Ok. To do zobaczenia. – pożegnał się i rozłączył. Wróciłem do sprzątania. Widocznie ich wypad do klubu podobał się nie tylko Luśce. Szybko skończyłem i włączyłem telewizor.
Parę minut przed 19, usłyszałem dzwonek do drzwi. Wstałem powoli z łóżka i poszedłem otworzyć.
- Siema stary! – przywitał się uśmiechnięty Karol – To jest Mateusz. Dziwne, że się nie znacie, skoro mieszkacie na przeciwko.
- Rzadko bywam w domu. Wystarczy Mat – odpowiedział wyciągając w moją stronę rękę.
- Bartek. Wchodźcie dalej. – weszliśmy do salonu. – Mecz zaraz powinien się zacząć.
- Super – Karol usiadł wygodnie na kanapie – Przynieśliśmy prowiant. Gdzie Luśka? – spytał, udając obojętność.
- Pojechała rano do Warszawy. Coś się stało z Natką, ale dzisiaj pewnie wróci – spojrzałem na zegarek. – Dobrze, że wpadliście. Dawno nie miałem męskiego wieczoru..
- Nie jeden by się dał pokroić za wieczory z Luśka, więc nie narzekaj – zauważył Karol. Spojrzałem na niego z uśmiechem. – No co? Nie jest zła.
- Może zła nie jest, ale mam dość komedii romantycznych, które muszę oglądać co wieczór. I patrzenia jak ona na każdej z nich płacze. – westchnąłem. Luśka, była naprawdę w porządku, ale jej miłość do tych płytkich filmów była nie do zniesienia. – A teraz, znalazła jakąś, która jej się tak spodobała, że widzieliśmy ją już 4 razy, a ona nadal płacze..
- Dlatego ja się nie wiążę. – wtrącił Mat.
- Nigdy nie spotkałeś kobiety z którą chciałbyś być na dłużej? – popatrzyłem na niego z niedowierzaniem - Każda wskakuję ci od razu do łóżka?
- Kobiety są proste, wystarczy odpowiedni podryw. – powiedział.
- I każda się nabiera? – uniosłem brwi.
- Są wyjątki. Ostatnio, tu w Bełchatowie spotkałem jedną. Nawet mieszka w tym bloku, nie wiem konkretnie gdzie. Na pewno ją kojarzysz.. Mega seksowna, ale tak spięta, że nic na nią nie działa. – upił piwo.
- Tu w bloku? – próbowałem sobie przypomnieć dziewczyny, które tu mieszkają. Nie miałem pojęcia o którą może mu chodzić. Nagle drzwi się otworzyły.
- Wróciłam! – usłyszałem głos Luśki.
- Jak było w Warszawie?
- Bezna.. – weszła do pokoju i spojrzała na Mata. – Co ty tutaj robisz? – spytali równocześnie.  
- Wy się znacie? – zapytałem zdziwiony.
- Nie – odpowiedzieli znów  równocześnie.
- Ok.. – wymieniłem zdziwione spojrzenia z Karolem – Więc to jest Luśka, a to Mateusz.. no Mat. – przedstawiłem ich sobie.
- Luśka.. – Mat uśmiechnął się złośliwe.
- Coś nie tak? – spiorunowała go wzrokiem.
- Nie, nie – nadal się uśmiechał. – Jesteście razem? – zwrócił się w moim kierunku.
- Nie, to jest moja rehabilitantka – wyjaśniłem szybko.
- Jesteś rehabilitantką? – uniósł brwi – Masujesz starszych ludzi?
- Za to masowanie, w miesiąc zarabiam więcej, niż ty zarobisz w całym swoim życiu. – odpowiedziała z zaciętą miną. Parsknęliśmy z Karolem. Mat nie wiedział co powiedzieć, ale uratował go dzwonek do drzwi. Luśka poszła otworzyć.
- To o niej mówiłeś? – zaśmiałem się – Ona nie jest spięta, tylko zbyt inteligentna na twoje sztuczki.
- Mecz się zaczyna – powiedział poważnie wbijając wzrok w telewizor.  Wstałem i wyszedłem na przedpokój sprawdzić kto przyszedł.
- Co ty tutaj robisz? – usłyszałem zaskoczoną, a może nawet trochę przestraszoną Luśkę.

___________________
Wesołych Świąt!! :)

 

środa, 27 marca 2013

Rozdział XXVII


W loży nie było nikogo. Usiadłam i oparłam głowę o ścianę. Zaraz potem zauważyłam Karola
- Gdzie byłaś? – spytał, siadając koło mnie.
- Wyszłam się przewietrzyć. –Nie wiem czemu, nie chciałam mu opowiadać o sytuacji, która miała miejsce jakieś 20 minut temu.
- Przynieść ci coś do picia?
- Nie – odpowiedziałam szybko. – Jestem zmęczona. Najchętniej poszłabym już do domu. – popatrzyłam na niego przepraszająco.
- Nie ma sprawy – wstał i wyciągnął w moją stronę rękę. – Odprowadzę cię.
- Nie musisz – zaczęłam się zbierać – Poradzę sobie, idź się baw.
- Też jestem zmęczony – uśmiechnął się zachęcająco – Chodź. – Złapałam go za rękę i oboje wyszliśmy z klubu. Wcześniej, żegnając się z jego znajomymi. Szliśmy chodnikiem w milczeniu.
- Mam nadzieję, że się dobrze bawiłaś – odezwał się pierwszy.
- Powiedziałabym nawet, że bardzo dobrze.  
- Cieszę się, bo w piątek też idziemy i nie ma opcji, żebyś nie poszła z nami. – popatrzył na mnie.
- Twoi znajomi nie będą mieć nic przeciwko? – spytałam. Wolałam się upewnić.
- No co ty.. – zaśmiał się – Oni cię po prostu uwielbiają. Zniknęłaś na chwilę, a każdy już o ciebie pytał.
- W takim razie, chętnie pójdę. – uśmiechnęłam się.
Resztę drogi znów przebyliśmy w milczeniu. O dziwo, nie krępowało mnie to. Czułam się z nim swobodnie, a cisza nam nie przeszkadzała. Doszliśmy pod blok i stanęliśmy naprzeciwko siebie.
- Jeszcze raz dziękuję za odprowadzenie.
- Jeszcze raz powtarzam, że nie ma za co – popatrzył mi prosto w oczy. – No to cześć – powiedział szybko i ruszył w przeciwnym kierunku. Stałam lekko zdezorientowana, przed blokiem i patrzyłam jak odchodzi. Weszłam powoli do mieszkania. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Nie chciałam świecić światła, bo Bartek już spał. W ciemnościach weszłam do łazienki, wziąć kąpiel. Opadłam na poduszki i od razu zasnęłam.
Obudziłam się o 12. Nie chciało mi się nawet wstać, leżałam marząc o tym, żeby pozostać w takiej pozycji przez cały dzień.  Wiedziałam, że nie mogę sobie na to pozwolić, więc załamana zeszłam z łóżka i wyszłam na przedpokój. Bartek, właśnie wyszedł z łazienki. Na mój widok wybuchł głośnym śmiechem.
- Widzę, że impreza się udała – zmierzył mnie wzrokiem.
- Bardzo – mruknęłam i poszłam do kuchni się napić.
- O której wróciłaś? – wszedł za mną. Usiadłam na blacie kuchennym.
- A coś koło 3.. nawet nie wiem - odpowiedziałam, przerywając na chwilę picie wody.
- Poznałaś kogoś? – uśmiechnął się.
- Oprócz znajomych Karola, to nie – Nie liczyłam, tego nieznajomego chłopaka, bo tak naprawdę go nie znałam.
- Zrobiłem ci kanapki. – wskazał na talerz, pełen kromek.
- Oo.. wiesz, że jesteś kochany? – spytałam, zabierając się za nie. Z opóźnieniem załapałam, o co chodzi – Dobra, co chcesz? – przerwałam jedzenie.
- Skąd wiesz, że czegoś chce? – Uniosłam brwi. - Może wyszlibyśmy dzisiaj gdzieś na spacer? – popatrzył na mnie błagalnie. – Cały czas siedzę w tych czterech ścianach. Przecież, nic mi się nie stanie. Mogę chodzić – przekonywał mnie.
- Nie ma sprawy – zgodziłam się. Popatrzył na mnie, zaskoczony. – Ale najpierw ćwiczenia.
- Oczywiście! – krzyknął podekscytowany. Wywróciłam oczami i wróciłam do jedzenia.
O 16 skończyliśmy ćwiczenia. Poszłam się przebrać. Założyłam brązowe kozaki, pod kolor płaszcza i czekałam, aż Bartek się wygrzebie. Wyszliśmy z domu i powoli zmierzaliśmy w stronę parku.
- Zapomniałam telefonu – powiedziałam, gdy byliśmy już jakieś 100 metrów od mieszkania.
- A musisz go mieć? – spytał, ciągle się uśmiechając. Odkąd wyszliśmy z domu, uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Tak. – skrzywiłam się. – Poczekasz? Pobiegnę po niego. – poprosiłam.
- Ok – usiadł na ławce, pod jakimś blokiem.
Szybko pobiegałam w stronę mieszkania. Nie chciałam, żeby Bartek długo czekał. Otworzyłam drzwi klatki i odbiłam się od kogoś.  Popatrzyłam  na moją przeszkodę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To ten chłopak z klubu..  Zmierzyłam go wzrokiem. Ubrany był w biały T-shirt, czarną kurtkę, wytarte jeansy i czarne trampki. Włosy miał tak jak poprzednio w nieładzie.
- Znowu ty.. – westchnął.  
- Śledzisz mnie? – oburzyłam się.  
- Nie schlebiaj sobie – uśmiechnął się ironicznie. – I uważaj na siebie. Nie zawsze będę wstanie cię ratować.
- Nie musiałeś – odpowiedziałam stanowczo.  – Poradziłabym sobie sama.
- Z pewnością. – powiedział sarkastycznie. – Mimo wszystko podziękowałaś..
- Bo tego wymaga kultura..  Skoro mnie nie śledzisz, to co tutaj robisz? – założyłam ręce, czekając na odpowiedź.
- Mieszkam? – zaśmiał się. – Od dwóch tygodni. – patrzył na mnie z wyższością. Za kogo on się uważa?
- Super. – odpowiedziałam obojętnie, próbując go wyminąć. Stał w drzwiach i blokował przejście. Chrząknęłam. Nic – Przepraszam..
- Ja się wcale nie gniewam. – uśmiechnął się, nie zmieniając pozycji. – Wychodzi na to, że jesteśmy sąsiadami.
- Umieram z radości – wycedziłam ze złością. – Przepuścisz mnie teraz? – popatrzyłam na niego. Przesunął się.
- Teraz też się nie przedstawisz? – usłyszałam, gdy wchodziłam już po schodach.
- Nadal nie widzę takiej potrzeby – uśmiechnęłam pod nosem.
Wzięłam szybko telefon i wróciłam do Bartka.
- Co tak długo? – spytał.
- A.. coś mnie zatrzymało – odpowiedziałam, łapiąc oddech. – No to gdzie idziemy?
- Zobaczysz.. – powiedział i ruszył pierwszy. Doszliśmy do małej cukierni. – Najlepsza cukiernia w całym Bełchatowie! – wyglądał jak małe dziecko, cieszące się z cukierka.
- Popieram. – usłyszałam, kogoś za Bartkiem. Przeraziłam się, gdy zobaczyłam, że to Adam i Zosia. – Bełchatów to naprawdę małe miasto – zaśmiał się Adam.
- Zdecydowanie, za małe – mruknęłam tak cicho, że tylko Bartek usłyszał – Co tu robicie? – spytałam, już głośniej.
- A wstąpiliśmy tutaj po drodze do domu. – odpowiedziała mi Zosia. – Możemy się dosiąść? – Popatrzyłam wymownie na Bartka.
- Pewnie, siadajcie – zgodziłam się.
- Myśleliście o tej terapii? – spytała.
- Tak, ale doszliśmy do wniosku, że to bezsensowne. Prawda kochanie? – popatrzyłam z uśmiechem na Bartka. Miał pełne usta jedzenia, więc tylko skinął głową.
- A nauczyliście się akceptować wasze wady? – nie odpuszczała.
- No z tym gorzej… - udałam zawiedzioną. – Bartek już się chyba nie zmieni.. – popatrzyła na niego z wyrzutem, na co on zadławił się sokiem.
- Staram się – wykrztusił.
- Staraj się bardziej – włączył się do rozmowy Adam. – Jeśli masz taką dziewczynę, to nie możesz sobie odpuszczać.
- To, że jesteś przystojny, nie wystarczy.. – uśmiechnęła się do niego Zosia.
- Możesz przestać?! – krzyknął jej chłopak. Popatrzyłam na niego, nie rozumiejąc.
- O co ci znowu chodzi? – spytała, mając taką samą minę jak ja.
- Podrywasz innego na moich oczach! – wstał ze zdenerwowania. Popatrzyłam na Bartka, obserwował całą sytuacje z uwagą.
- Powiedziałam tylko, że jest przystojny! – ona też wstała.
- Myślisz, że to za mało? – krzyczał coraz głośniej.
- Myślę, że nie ma powodu do kłótni – wtrąciłam cicho. Popatrzyli na mnie jak na karalucha, zakryłam usta dłonią.
- Zawsze to robisz! – zaczął się ubierać. – Nie możesz się powstrzymać? Jesteś zajęta!
- A ty możesz tak nie dramatyzować? – też zaczęła się zbierać. – Nic nie zrobiłam!
- Nie będę z tobą teraz rozmawiał! Cześć! – pożegnał się z nami i wyszedł. Zosia wybiegła za nim. Wybuchłam śmiechem. Bartek nadal siedział z miną, która świadczyła o tym, że nie wie co się dzieje.
- Co to było? – otrząsnął się w końcu.
- Nie mam pojęcia – zaśmiałam się. – Wydaje mi się, że terapia im jednak nie pomaga.
Wróciliśmy do domu koło 19, wciąż śmiejąc się z Adama i Zosi. Zrobiłam popcorn i usiedliśmy na kanapie, włączając film.
- Jak myślisz dobrze zrobiłem wracając do Aśki? – spytał w trakcie.
- Tu chyba nie jest ważne co ja myślę. Dlaczego do niej wróciłeś? Czujesz coś do niej nadal, czy to zwykłe przyzwyczajenie? – zatrzymałam film i popatrzyłam uważnie na niego.
- Nie mam pojęcia. – wbił wzrok w okno. – Przyjechała i wszystko wróciło, wtedy byłem pewien, ale teraz..
- Teraz co..? – dopytywałam się.
- Nie, jednak nie chce o tym gadać – powiedział, biorąc ode mnie pilot i włączając film.
- Wiesz, że jak będziesz chciał to wystarczy powiedzieć? – spytałam cicho.
- Wiem. – uśmiechnął się do mnie. Dokończyliśmy oglądać i poszłam się wykąpać. Położyłam się na łóżku i wyciągnęłam książkę, którą miałam dokończyć wieki temu. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu.
- Słucham? – odebrałam.
- Obudziłem cię? – usłyszałam Pita.
- Nie, nie spałam – odpowiedziałam szybko. – Stało się coś?
- Nie.. to znaczy, nie wiem.. – powiedział załamany. 

______________________
Jeśli chcecie zobaczyć, jak wyglądają bohaterowie mojego opowiadania, zapraszam do zakładki "Bohaterowie", która znajduję się na prawym pasku. :)

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział XXVI



- Nie myślałem, że przyjedziesz tak szybko.. – zaczął się tłumaczyć. Wybuchłam śmiechem.
- Bartek, przecież nic nie mówię. Idź, bo się dziewczyna niecierpliwi. Rozpakuje zakupy i zamknę się w pokoju. Nie musicie się krępować. – powiedziałam, nadal się śmiejąc. Zrobił się jeszcze bardziej czerwony. – Powiesz mi, chociaż kto to? – szepnęłam z uśmiechem.
- Aśka – odpowiedział, też szeptem. Przestałam się uśmiechać i popatrzyłam na niego marszcząc brwi. – Zadzwoniłem do niej wczoraj, że z nogą jest  lepiej i prawdopodobnie wrócę na boisko. Ucieszyła się i powiedziała, że przyjedzie. A potem to już samo, jakoś tak wyszło… - podrapał się po głowie, nadal zawstydzony.
- Zadzwoniłeś i powiedziałeś, że jest szansa na to, że wrócisz na boisko, a ona przyjechała? – spytałam, mając nadzieję, że złapię aluzję.
- Dokładnie. –  odpowiedział z uśmiechem. Czy wszyscy faceci są tak ślepi? Przecież to chyba oczywiste, że wróciła ze względu na to, że Bartek znów może zostać gwiazdą siatkówki. Nie chciałam się wtrącać to ich życie, a mi  nic do tego.
- Skarbie, długo jeszcze? – wyraźnie się niecierpliwiła. Uśmiechnęłam się złośliwie do niego.
- Skarbie, chyba nie pozwolisz jej tak długo na siebie czekać? – patrzyłam jak się rumieni. – Dobra – powiedziałam w końcu. - Idę z Czuczi na spacer. Ale daje Wam tylko godzinę, jasne? – zaśmiałam się.
- Dziękuję. – lekko się uśmiechnął i wszedł do łazienki. Wzięłam smycz i zapięłam Czuczi
- Chodź, nie będziemy im przeszkadzać. – powiedziałam do niej i wyszłam z mieszkania.

Spacerowałam bez celu po parku. Spuściłam Czuczi ze smyczy, żeby sobie trochę pobiegała.  Usłyszałam wibrację, znów dzwonił Zbyszek. Patrzyłam na wyświetlacz, kiedyś musiałam w końcu odebrać.
- Słucham – powiedziałam.
- No nareszcie, dzwoniłem od wczoraj. – oburzył się. – Możemy porozmawiać?
- O czym? – spytałam.
- O tym co się wczoraj stało.. Wydaję mi się, że za bardzo się uniosłaś. – powiedział cicho. Nawet nie miałam zamiaru się z nim kłócić.
- Zbyszek – westchnęłam – Zakończymy to. Ten cały związek nie ma sensu. – wyrzuciłam szybko. – Przepraszam, że przez telefon, ale chyba oboje wiemy, że tak naprawdę to wszystko skończyło się wczoraj.
- Skoro tego chcesz.. – odpowiedział obojętnie.
- Tylko tyle? – spytałam zaskoczona. Nie chciałam, go zranić. Nie chciałam, żeby mnie prosił o zastanowienie, ale jednak liczyłam na coś więcej.
- Nie chcesz zaakceptować mojej przyjaźni z Kaśką i wymyślasz sobie, że ona coś więcej do mnie czuję. Nie sądzę, żeby ten związek miał przyszłość. – wyjaśnił.
- Rozumiem, że twoim zdaniem rozstajemy się z mojego powodu? – spytałam, niedowierzając. Nic nie odpowiedział. – Dobra, nieważne. Na razie. – pożegnałam się szybko i rozłączyłam. Byłam tak zła na niego, że kopnęłam drzewo.
- Co ci to biedne drzewo zrobiło? – usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam, że stoi za mną Karol.
- Cześć – powiedziałam szybko. Musiałam wyglądać jak idiotka.
- Cześć – zaśmiał się.
- Wracasz z treningu? – spytałam, wskazując na sportową torbę.
- Właśnie na niego idę. – uśmiechnął się. – Jak było w Rzeszowie?
- Niezbyt dobrze. – skrzywiłam się – Właśnie dlatego kopałam w drzewo – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Rozumiem. Bartek wygonił Cię z domu? – zaśmiał się znów.
- Sama się poświęciłam. – odpowiedziałam już luźniej. – Nie chciałam ich.. krępować – zmarszczyłam brwi, uśmiechając się.
- Wrócili do siebie jednak? – dopytywał się.
- Cóż, biorąc pod uwagę fakt, że teraz oboje są  w łazience, to tak.. myślę, że tak. – zaśmiałam się.
- A ty biedna, sama musisz spacerować po parku.. Muszę z nim pogadać – powiedział, cały czas patrząc mi w oczy.
- Nie jestem sama, jestem z.. - chciałam mu pokazać Czuczi, ale nigdzie jej nie widziałam. – Boże, gdzie ona jest.. – powiedziałam przerażona.
- Kto?
- Czuczi.. – złapałam się za głowę.
- Spokojnie znajdziemy ją – próbował mnie uspokoić. – Idź tam – wskazał mi aleję po prawej stronie – Ja pójdę tam i ją znajdziemy, ok? – pokiwałam jedynie głową i ruszyłam w swoją stronę. Biegłam wołając ją cały czas, ale nigdzie jej nie widziałam. A jak jej nie znajdziemy? Czemu jej nie pilnowałam? Zadawałam sobie w kółko to pytanie. Nagle usłyszałam Karola, który krzyczał „ Luśka”. Zawróciłam i zobaczyłam, że idzie z moją Czuczi na rękach. Westchnęłam z ulgą.
- Znalazła się nasza zguba – powiedział podchodząc do mnie i dając mi ją na ręce.
- Boże, dziękuję. – popatrzyłam na niego i się uśmiechnęłam.
- Zafundowałaś mi dodatkową rozgrzewkę, przed treningiem.
- Nie spóźnisz się? – spytałam. Popatrzył na zegarek.
- Jeśli się pośpieszę, to nie – odpowiedział – Do zobaczenia. – uśmiechnął się i odwrócił.
- Jeszcze raz wielkie dzięki – krzyknęłam za nim.
- A Luśka – przypomniał sobie o czymś i znów do mnie podszedł. – W sobotę idziemy ze znajomymi do klubu, może chciałabyś wybrać się z nami? – spytał nieśmiało. Zawahałam się. – Nie daj się prosić. Poznasz nowych ludzi i następnym razem, nie będziesz zmuszona chodzić sama po parku. – nalegał.
- W sumie.. dobra – zgodziłam się.
- Super. – ucieszył się. – Będę dzwonił, a teraz lecę bo się naprawdę spóźnię – uśmiechnął się do mnie szybko i ruszył w przeciwną stronę.   

Po dwóch godzinach wróciłam do domu. Otworzyłam niepewnie drzwi, ale słyszałam jedynie telewizor. Spuściłam Czuczi ze smyczy i weszłam do salonu. Bartek siedział na kanapie i oglądał powtórkę meczu ZAKSA – Jastrzębski Węgiel.
- Wróciłam – powiedziałam, zdejmując płaszcz i siadając na rogu kanapy.
- Przepraszam za wcześniej. Nie sądziłem, że wrócisz tak szybko – zawstydził się.
- Powtarzam ci, ze nie ma sprawy. – uśmiechnęłam się. – Chcesz coś do jedzenia? – wstałam i ruszyłam w stronę kuchni.
- Nie, jadłem niedawno. – odpowiedział. Zrobiłam sobie jajecznice i wróciłam do salonu. – A jak było w Rzeszowie? – spytał. Wiedziałam, że nie chce dalej rozmawiać o nim i Aśce.
- Beznadziejnie – powiedziałam krótko. I skupiłam się na meczu. Czułam jednak na sobie jego spojrzenie. Westchnęłam. – Zerwaliśmy.
- Jak to? – popatrzył na mnie zdzwiony. Opowiedziałam mu całą historię. – Jak się czujesz?
- W porządku – odpowiedziałam stanowczo. Nie zniosłabym teraz litości z jego strony. – Gotowy na ćwiczenia? – spytałam, kończąc jedzenie.
- Pewnie. – wstał i poszedł do pokoju, w którym mieliśmy ćwiczyć.
Reszta tygodnia minęła dość monotonie. Większość dnia upływała na ćwiczeniach. Potem oglądaliśmy filmy, lub rozmawialiśmy godzinami.

W sobotę obudził mnie telefon. Zaspana nacisnęłam zieloną słuchawkę, nie sprawdzając nawet kto dzwoni.
- Hmm.. – wymruczałam jedynie.
- Takiej to dobrze… 11 a ty nadal śpisz? – usłyszałam głos Karola.
- Wiesz – otworzyłam w końcu oczy. – Większość ludzi powiedziałaby w tej sytuacji, coś w stylu.. obudziłem cię? nie chciałem.. – powiedziałam, nadal zaspana. Zaśmiał się.
- Wiesz, gdzie jest klub Manhattan? – spytał.
- Nie.
- Jakieś 10 minut drogi od Was. – zaśmiał się. – Naprawdę nie wychodzisz często z mieszkania.
- Znajdę. – odpowiedziałam, przerywając mu dobrą zabawę.
- Mam nadzieję – powiedział już poważnie. – Do zobaczenia o 20. – pożegnał się.
Wstałam niezgrabnie i wyszłam do łazienki. Ogarnęłam się i założyłam różowy dres. Związałam włosy i poszłam zrobić śniadanie.
O 18 zaczęłam się szykować. Stanęłam przed szafą i patrzyłam w nią pustym wzrokiem. Nie miałam się w co ubrać. W końcu zdecydowałam się na czarne legginsy, kobaltową tunikę i szpilki tego samego koloru. Do tego dobrałam kobaltowo czarne dodatki. Pokręciłam włosy i zrobiłam pełny makijaż. Bartek wytłumaczył mi jak dojść do klubu i przed 20 wyszłam z mieszkania. Na szczęście się nie zgubiłam i po 15 minutach byłam pod klubem, gdzie czekał na mnie Karol z grupką znajomych.
- Cześć – przywitałam się.
- Trafiłaś. – uśmiechnął się i przedstawił wszystkim. Wydawali się być mili.
- Wchodzimy? – spytała jedna z jego koleżanek. Nie pamiętałam jej imienia. Weszliśmy i zajęliśmy jedną z lóż. Zajęłam miejsce koło Karola. Jego kolega poszedł po drinki, a my zaczęliśmy rozmawiać.
- Zatańczymy? – poczułam rękę Karola na mojej.
- Pewnie. – zgodziłam się. Był najlepiej tańczącym siatkarzem, jakiego do tej pory widziałam. Po 15 minutach, ledwo stałam na nogach.  
- Nieźle się ruszasz. – uśmiechnął się do mnie.
- Wyszłam z wprawy. Już nie te lata – zaśmiałam się. Wróciliśmy do loży, która była pusta. Wszyscy bawili się na parkiecie.
- Zbyszek, nie ma nic przeciwko, że ze mną wyszłaś? – spytał, upijając swoje piwo.
- Zerwaliśmy. – nie chciałam o tym rozmawiać.  – To dlatego atakowałam to drzewo w parku. – zaśmiał się. – Ale nie rozmawiajmy o tym, dobra? – poprosiłam.
- Nie ma problemu. Ja też nie lubię mówić o swoich byłych. – uśmiechnął się. Wrócili jego znajomi, więc skończyliśmy ten temat. Po 30 minutach poszłam po drinka, który właśnie mi się skończył. Złożyłam zamówienie i czekałam, aż barman mi go poda. Nagle dosiadł się koło mnie jakiś gruby mężczyzna i zaczął się natrętnie przyglądać. Próbowałam go ignorować, ale to stawało się coraz bardziej męczące.
- Coś nie tak? – spytałam zdenerwowana.
- Ładniutka jesteś – powiedział, mierząc mnie wzrokiem. Skrzywiłam się i nic nie odpowiedziałam. – Wiesz.. mam tutaj niedaleko mieszkanie, może poszłabyś ze mną… 
- Nie, raczej nie. – przerwałam mu i ruszyłam w stronę loży, nie czekając na drinka. Złapał mnie za rękę.
- Może jednak.. – Nagle jakiś chłopak, który siedział do nas tyłem wstał i odepchnął go.
- Nie słyszałeś? – krzyknął – Powiedziała, nie. – stanął między mną a nim. Nie musiał czekać długo. Ten grubas walnął go tak, że z nosa poleciała mu krew. Wywiązała się bójka. Stałam, nie wiedząc co mam robić. Nie długo potem, podbiegli ochroniarze, którzy ich oddzielili i wyprowadzili z lokalu. Wybiegłam za nimi. Mój obrońca siedział na krawężniku i wycierał noc rękawem. Wyciągnęłam z torebki chusteczki higieniczne i mu je podałam.
- Dzięki. – powiedział, biorąc je ode mnie.
- To ja dziękuję. – przyjrzałam mu się uważnie. To ten sam chłopak, który wpadł na mnie wtedy wózkiem. – My się chyba już widzieliśmy..
- Tak, pamiętam. – przerwał mi. Krew powoli przestawała lecieć.
- Nie musiałeś.. – było mi strasznie głupio.
- Nie lubię chamów.  – odpowiedział stanowczo.
- Poradziłabym sobie. – powiedziałam cicho.
- Nie wątpię. – w końcu na mnie spojrzał. Miał niesamowicie brązowe oczy, na które opadały mu kosmyki włosów. Patrzyliśmy na siebie, przez krótką chwilę. Potem wstał i ruszył w stronę postoju taksówek.
- Nie przedstawisz się nawet? – krzyknęłam za nim.
- Nie widzę takiej potrzeby. – odpowiedział mi, nawet się nie odwracając. Uśmiechnęłam się, odpowiedział mi dokładnie tak samo jak ja, wtedy w sklepie. Stałam jeszcze tak przez chwilę, po czym wróciłam do klubu.

_____
Dość szybko się wyrobiłam z kolejnym rozdziałem :)