środa, 27 marca 2013

Rozdział XXVII


W loży nie było nikogo. Usiadłam i oparłam głowę o ścianę. Zaraz potem zauważyłam Karola
- Gdzie byłaś? – spytał, siadając koło mnie.
- Wyszłam się przewietrzyć. –Nie wiem czemu, nie chciałam mu opowiadać o sytuacji, która miała miejsce jakieś 20 minut temu.
- Przynieść ci coś do picia?
- Nie – odpowiedziałam szybko. – Jestem zmęczona. Najchętniej poszłabym już do domu. – popatrzyłam na niego przepraszająco.
- Nie ma sprawy – wstał i wyciągnął w moją stronę rękę. – Odprowadzę cię.
- Nie musisz – zaczęłam się zbierać – Poradzę sobie, idź się baw.
- Też jestem zmęczony – uśmiechnął się zachęcająco – Chodź. – Złapałam go za rękę i oboje wyszliśmy z klubu. Wcześniej, żegnając się z jego znajomymi. Szliśmy chodnikiem w milczeniu.
- Mam nadzieję, że się dobrze bawiłaś – odezwał się pierwszy.
- Powiedziałabym nawet, że bardzo dobrze.  
- Cieszę się, bo w piątek też idziemy i nie ma opcji, żebyś nie poszła z nami. – popatrzył na mnie.
- Twoi znajomi nie będą mieć nic przeciwko? – spytałam. Wolałam się upewnić.
- No co ty.. – zaśmiał się – Oni cię po prostu uwielbiają. Zniknęłaś na chwilę, a każdy już o ciebie pytał.
- W takim razie, chętnie pójdę. – uśmiechnęłam się.
Resztę drogi znów przebyliśmy w milczeniu. O dziwo, nie krępowało mnie to. Czułam się z nim swobodnie, a cisza nam nie przeszkadzała. Doszliśmy pod blok i stanęliśmy naprzeciwko siebie.
- Jeszcze raz dziękuję za odprowadzenie.
- Jeszcze raz powtarzam, że nie ma za co – popatrzył mi prosto w oczy. – No to cześć – powiedział szybko i ruszył w przeciwnym kierunku. Stałam lekko zdezorientowana, przed blokiem i patrzyłam jak odchodzi. Weszłam powoli do mieszkania. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Nie chciałam świecić światła, bo Bartek już spał. W ciemnościach weszłam do łazienki, wziąć kąpiel. Opadłam na poduszki i od razu zasnęłam.
Obudziłam się o 12. Nie chciało mi się nawet wstać, leżałam marząc o tym, żeby pozostać w takiej pozycji przez cały dzień.  Wiedziałam, że nie mogę sobie na to pozwolić, więc załamana zeszłam z łóżka i wyszłam na przedpokój. Bartek, właśnie wyszedł z łazienki. Na mój widok wybuchł głośnym śmiechem.
- Widzę, że impreza się udała – zmierzył mnie wzrokiem.
- Bardzo – mruknęłam i poszłam do kuchni się napić.
- O której wróciłaś? – wszedł za mną. Usiadłam na blacie kuchennym.
- A coś koło 3.. nawet nie wiem - odpowiedziałam, przerywając na chwilę picie wody.
- Poznałaś kogoś? – uśmiechnął się.
- Oprócz znajomych Karola, to nie – Nie liczyłam, tego nieznajomego chłopaka, bo tak naprawdę go nie znałam.
- Zrobiłem ci kanapki. – wskazał na talerz, pełen kromek.
- Oo.. wiesz, że jesteś kochany? – spytałam, zabierając się za nie. Z opóźnieniem załapałam, o co chodzi – Dobra, co chcesz? – przerwałam jedzenie.
- Skąd wiesz, że czegoś chce? – Uniosłam brwi. - Może wyszlibyśmy dzisiaj gdzieś na spacer? – popatrzył na mnie błagalnie. – Cały czas siedzę w tych czterech ścianach. Przecież, nic mi się nie stanie. Mogę chodzić – przekonywał mnie.
- Nie ma sprawy – zgodziłam się. Popatrzył na mnie, zaskoczony. – Ale najpierw ćwiczenia.
- Oczywiście! – krzyknął podekscytowany. Wywróciłam oczami i wróciłam do jedzenia.
O 16 skończyliśmy ćwiczenia. Poszłam się przebrać. Założyłam brązowe kozaki, pod kolor płaszcza i czekałam, aż Bartek się wygrzebie. Wyszliśmy z domu i powoli zmierzaliśmy w stronę parku.
- Zapomniałam telefonu – powiedziałam, gdy byliśmy już jakieś 100 metrów od mieszkania.
- A musisz go mieć? – spytał, ciągle się uśmiechając. Odkąd wyszliśmy z domu, uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Tak. – skrzywiłam się. – Poczekasz? Pobiegnę po niego. – poprosiłam.
- Ok – usiadł na ławce, pod jakimś blokiem.
Szybko pobiegałam w stronę mieszkania. Nie chciałam, żeby Bartek długo czekał. Otworzyłam drzwi klatki i odbiłam się od kogoś.  Popatrzyłam  na moją przeszkodę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To ten chłopak z klubu..  Zmierzyłam go wzrokiem. Ubrany był w biały T-shirt, czarną kurtkę, wytarte jeansy i czarne trampki. Włosy miał tak jak poprzednio w nieładzie.
- Znowu ty.. – westchnął.  
- Śledzisz mnie? – oburzyłam się.  
- Nie schlebiaj sobie – uśmiechnął się ironicznie. – I uważaj na siebie. Nie zawsze będę wstanie cię ratować.
- Nie musiałeś – odpowiedziałam stanowczo.  – Poradziłabym sobie sama.
- Z pewnością. – powiedział sarkastycznie. – Mimo wszystko podziękowałaś..
- Bo tego wymaga kultura..  Skoro mnie nie śledzisz, to co tutaj robisz? – założyłam ręce, czekając na odpowiedź.
- Mieszkam? – zaśmiał się. – Od dwóch tygodni. – patrzył na mnie z wyższością. Za kogo on się uważa?
- Super. – odpowiedziałam obojętnie, próbując go wyminąć. Stał w drzwiach i blokował przejście. Chrząknęłam. Nic – Przepraszam..
- Ja się wcale nie gniewam. – uśmiechnął się, nie zmieniając pozycji. – Wychodzi na to, że jesteśmy sąsiadami.
- Umieram z radości – wycedziłam ze złością. – Przepuścisz mnie teraz? – popatrzyłam na niego. Przesunął się.
- Teraz też się nie przedstawisz? – usłyszałam, gdy wchodziłam już po schodach.
- Nadal nie widzę takiej potrzeby – uśmiechnęłam pod nosem.
Wzięłam szybko telefon i wróciłam do Bartka.
- Co tak długo? – spytał.
- A.. coś mnie zatrzymało – odpowiedziałam, łapiąc oddech. – No to gdzie idziemy?
- Zobaczysz.. – powiedział i ruszył pierwszy. Doszliśmy do małej cukierni. – Najlepsza cukiernia w całym Bełchatowie! – wyglądał jak małe dziecko, cieszące się z cukierka.
- Popieram. – usłyszałam, kogoś za Bartkiem. Przeraziłam się, gdy zobaczyłam, że to Adam i Zosia. – Bełchatów to naprawdę małe miasto – zaśmiał się Adam.
- Zdecydowanie, za małe – mruknęłam tak cicho, że tylko Bartek usłyszał – Co tu robicie? – spytałam, już głośniej.
- A wstąpiliśmy tutaj po drodze do domu. – odpowiedziała mi Zosia. – Możemy się dosiąść? – Popatrzyłam wymownie na Bartka.
- Pewnie, siadajcie – zgodziłam się.
- Myśleliście o tej terapii? – spytała.
- Tak, ale doszliśmy do wniosku, że to bezsensowne. Prawda kochanie? – popatrzyłam z uśmiechem na Bartka. Miał pełne usta jedzenia, więc tylko skinął głową.
- A nauczyliście się akceptować wasze wady? – nie odpuszczała.
- No z tym gorzej… - udałam zawiedzioną. – Bartek już się chyba nie zmieni.. – popatrzyła na niego z wyrzutem, na co on zadławił się sokiem.
- Staram się – wykrztusił.
- Staraj się bardziej – włączył się do rozmowy Adam. – Jeśli masz taką dziewczynę, to nie możesz sobie odpuszczać.
- To, że jesteś przystojny, nie wystarczy.. – uśmiechnęła się do niego Zosia.
- Możesz przestać?! – krzyknął jej chłopak. Popatrzyłam na niego, nie rozumiejąc.
- O co ci znowu chodzi? – spytała, mając taką samą minę jak ja.
- Podrywasz innego na moich oczach! – wstał ze zdenerwowania. Popatrzyłam na Bartka, obserwował całą sytuacje z uwagą.
- Powiedziałam tylko, że jest przystojny! – ona też wstała.
- Myślisz, że to za mało? – krzyczał coraz głośniej.
- Myślę, że nie ma powodu do kłótni – wtrąciłam cicho. Popatrzyli na mnie jak na karalucha, zakryłam usta dłonią.
- Zawsze to robisz! – zaczął się ubierać. – Nie możesz się powstrzymać? Jesteś zajęta!
- A ty możesz tak nie dramatyzować? – też zaczęła się zbierać. – Nic nie zrobiłam!
- Nie będę z tobą teraz rozmawiał! Cześć! – pożegnał się z nami i wyszedł. Zosia wybiegła za nim. Wybuchłam śmiechem. Bartek nadal siedział z miną, która świadczyła o tym, że nie wie co się dzieje.
- Co to było? – otrząsnął się w końcu.
- Nie mam pojęcia – zaśmiałam się. – Wydaje mi się, że terapia im jednak nie pomaga.
Wróciliśmy do domu koło 19, wciąż śmiejąc się z Adama i Zosi. Zrobiłam popcorn i usiedliśmy na kanapie, włączając film.
- Jak myślisz dobrze zrobiłem wracając do Aśki? – spytał w trakcie.
- Tu chyba nie jest ważne co ja myślę. Dlaczego do niej wróciłeś? Czujesz coś do niej nadal, czy to zwykłe przyzwyczajenie? – zatrzymałam film i popatrzyłam uważnie na niego.
- Nie mam pojęcia. – wbił wzrok w okno. – Przyjechała i wszystko wróciło, wtedy byłem pewien, ale teraz..
- Teraz co..? – dopytywałam się.
- Nie, jednak nie chce o tym gadać – powiedział, biorąc ode mnie pilot i włączając film.
- Wiesz, że jak będziesz chciał to wystarczy powiedzieć? – spytałam cicho.
- Wiem. – uśmiechnął się do mnie. Dokończyliśmy oglądać i poszłam się wykąpać. Położyłam się na łóżku i wyciągnęłam książkę, którą miałam dokończyć wieki temu. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu.
- Słucham? – odebrałam.
- Obudziłem cię? – usłyszałam Pita.
- Nie, nie spałam – odpowiedziałam szybko. – Stało się coś?
- Nie.. to znaczy, nie wiem.. – powiedział załamany. 

______________________
Jeśli chcecie zobaczyć, jak wyglądają bohaterowie mojego opowiadania, zapraszam do zakładki "Bohaterowie", która znajduję się na prawym pasku. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz