niedziela, 24 marca 2013

Rozdział XXVI



- Nie myślałem, że przyjedziesz tak szybko.. – zaczął się tłumaczyć. Wybuchłam śmiechem.
- Bartek, przecież nic nie mówię. Idź, bo się dziewczyna niecierpliwi. Rozpakuje zakupy i zamknę się w pokoju. Nie musicie się krępować. – powiedziałam, nadal się śmiejąc. Zrobił się jeszcze bardziej czerwony. – Powiesz mi, chociaż kto to? – szepnęłam z uśmiechem.
- Aśka – odpowiedział, też szeptem. Przestałam się uśmiechać i popatrzyłam na niego marszcząc brwi. – Zadzwoniłem do niej wczoraj, że z nogą jest  lepiej i prawdopodobnie wrócę na boisko. Ucieszyła się i powiedziała, że przyjedzie. A potem to już samo, jakoś tak wyszło… - podrapał się po głowie, nadal zawstydzony.
- Zadzwoniłeś i powiedziałeś, że jest szansa na to, że wrócisz na boisko, a ona przyjechała? – spytałam, mając nadzieję, że złapię aluzję.
- Dokładnie. –  odpowiedział z uśmiechem. Czy wszyscy faceci są tak ślepi? Przecież to chyba oczywiste, że wróciła ze względu na to, że Bartek znów może zostać gwiazdą siatkówki. Nie chciałam się wtrącać to ich życie, a mi  nic do tego.
- Skarbie, długo jeszcze? – wyraźnie się niecierpliwiła. Uśmiechnęłam się złośliwie do niego.
- Skarbie, chyba nie pozwolisz jej tak długo na siebie czekać? – patrzyłam jak się rumieni. – Dobra – powiedziałam w końcu. - Idę z Czuczi na spacer. Ale daje Wam tylko godzinę, jasne? – zaśmiałam się.
- Dziękuję. – lekko się uśmiechnął i wszedł do łazienki. Wzięłam smycz i zapięłam Czuczi
- Chodź, nie będziemy im przeszkadzać. – powiedziałam do niej i wyszłam z mieszkania.

Spacerowałam bez celu po parku. Spuściłam Czuczi ze smyczy, żeby sobie trochę pobiegała.  Usłyszałam wibrację, znów dzwonił Zbyszek. Patrzyłam na wyświetlacz, kiedyś musiałam w końcu odebrać.
- Słucham – powiedziałam.
- No nareszcie, dzwoniłem od wczoraj. – oburzył się. – Możemy porozmawiać?
- O czym? – spytałam.
- O tym co się wczoraj stało.. Wydaję mi się, że za bardzo się uniosłaś. – powiedział cicho. Nawet nie miałam zamiaru się z nim kłócić.
- Zbyszek – westchnęłam – Zakończymy to. Ten cały związek nie ma sensu. – wyrzuciłam szybko. – Przepraszam, że przez telefon, ale chyba oboje wiemy, że tak naprawdę to wszystko skończyło się wczoraj.
- Skoro tego chcesz.. – odpowiedział obojętnie.
- Tylko tyle? – spytałam zaskoczona. Nie chciałam, go zranić. Nie chciałam, żeby mnie prosił o zastanowienie, ale jednak liczyłam na coś więcej.
- Nie chcesz zaakceptować mojej przyjaźni z Kaśką i wymyślasz sobie, że ona coś więcej do mnie czuję. Nie sądzę, żeby ten związek miał przyszłość. – wyjaśnił.
- Rozumiem, że twoim zdaniem rozstajemy się z mojego powodu? – spytałam, niedowierzając. Nic nie odpowiedział. – Dobra, nieważne. Na razie. – pożegnałam się szybko i rozłączyłam. Byłam tak zła na niego, że kopnęłam drzewo.
- Co ci to biedne drzewo zrobiło? – usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam, że stoi za mną Karol.
- Cześć – powiedziałam szybko. Musiałam wyglądać jak idiotka.
- Cześć – zaśmiał się.
- Wracasz z treningu? – spytałam, wskazując na sportową torbę.
- Właśnie na niego idę. – uśmiechnął się. – Jak było w Rzeszowie?
- Niezbyt dobrze. – skrzywiłam się – Właśnie dlatego kopałam w drzewo – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Rozumiem. Bartek wygonił Cię z domu? – zaśmiał się znów.
- Sama się poświęciłam. – odpowiedziałam już luźniej. – Nie chciałam ich.. krępować – zmarszczyłam brwi, uśmiechając się.
- Wrócili do siebie jednak? – dopytywał się.
- Cóż, biorąc pod uwagę fakt, że teraz oboje są  w łazience, to tak.. myślę, że tak. – zaśmiałam się.
- A ty biedna, sama musisz spacerować po parku.. Muszę z nim pogadać – powiedział, cały czas patrząc mi w oczy.
- Nie jestem sama, jestem z.. - chciałam mu pokazać Czuczi, ale nigdzie jej nie widziałam. – Boże, gdzie ona jest.. – powiedziałam przerażona.
- Kto?
- Czuczi.. – złapałam się za głowę.
- Spokojnie znajdziemy ją – próbował mnie uspokoić. – Idź tam – wskazał mi aleję po prawej stronie – Ja pójdę tam i ją znajdziemy, ok? – pokiwałam jedynie głową i ruszyłam w swoją stronę. Biegłam wołając ją cały czas, ale nigdzie jej nie widziałam. A jak jej nie znajdziemy? Czemu jej nie pilnowałam? Zadawałam sobie w kółko to pytanie. Nagle usłyszałam Karola, który krzyczał „ Luśka”. Zawróciłam i zobaczyłam, że idzie z moją Czuczi na rękach. Westchnęłam z ulgą.
- Znalazła się nasza zguba – powiedział podchodząc do mnie i dając mi ją na ręce.
- Boże, dziękuję. – popatrzyłam na niego i się uśmiechnęłam.
- Zafundowałaś mi dodatkową rozgrzewkę, przed treningiem.
- Nie spóźnisz się? – spytałam. Popatrzył na zegarek.
- Jeśli się pośpieszę, to nie – odpowiedział – Do zobaczenia. – uśmiechnął się i odwrócił.
- Jeszcze raz wielkie dzięki – krzyknęłam za nim.
- A Luśka – przypomniał sobie o czymś i znów do mnie podszedł. – W sobotę idziemy ze znajomymi do klubu, może chciałabyś wybrać się z nami? – spytał nieśmiało. Zawahałam się. – Nie daj się prosić. Poznasz nowych ludzi i następnym razem, nie będziesz zmuszona chodzić sama po parku. – nalegał.
- W sumie.. dobra – zgodziłam się.
- Super. – ucieszył się. – Będę dzwonił, a teraz lecę bo się naprawdę spóźnię – uśmiechnął się do mnie szybko i ruszył w przeciwną stronę.   

Po dwóch godzinach wróciłam do domu. Otworzyłam niepewnie drzwi, ale słyszałam jedynie telewizor. Spuściłam Czuczi ze smyczy i weszłam do salonu. Bartek siedział na kanapie i oglądał powtórkę meczu ZAKSA – Jastrzębski Węgiel.
- Wróciłam – powiedziałam, zdejmując płaszcz i siadając na rogu kanapy.
- Przepraszam za wcześniej. Nie sądziłem, że wrócisz tak szybko – zawstydził się.
- Powtarzam ci, ze nie ma sprawy. – uśmiechnęłam się. – Chcesz coś do jedzenia? – wstałam i ruszyłam w stronę kuchni.
- Nie, jadłem niedawno. – odpowiedział. Zrobiłam sobie jajecznice i wróciłam do salonu. – A jak było w Rzeszowie? – spytał. Wiedziałam, że nie chce dalej rozmawiać o nim i Aśce.
- Beznadziejnie – powiedziałam krótko. I skupiłam się na meczu. Czułam jednak na sobie jego spojrzenie. Westchnęłam. – Zerwaliśmy.
- Jak to? – popatrzył na mnie zdzwiony. Opowiedziałam mu całą historię. – Jak się czujesz?
- W porządku – odpowiedziałam stanowczo. Nie zniosłabym teraz litości z jego strony. – Gotowy na ćwiczenia? – spytałam, kończąc jedzenie.
- Pewnie. – wstał i poszedł do pokoju, w którym mieliśmy ćwiczyć.
Reszta tygodnia minęła dość monotonie. Większość dnia upływała na ćwiczeniach. Potem oglądaliśmy filmy, lub rozmawialiśmy godzinami.

W sobotę obudził mnie telefon. Zaspana nacisnęłam zieloną słuchawkę, nie sprawdzając nawet kto dzwoni.
- Hmm.. – wymruczałam jedynie.
- Takiej to dobrze… 11 a ty nadal śpisz? – usłyszałam głos Karola.
- Wiesz – otworzyłam w końcu oczy. – Większość ludzi powiedziałaby w tej sytuacji, coś w stylu.. obudziłem cię? nie chciałem.. – powiedziałam, nadal zaspana. Zaśmiał się.
- Wiesz, gdzie jest klub Manhattan? – spytał.
- Nie.
- Jakieś 10 minut drogi od Was. – zaśmiał się. – Naprawdę nie wychodzisz często z mieszkania.
- Znajdę. – odpowiedziałam, przerywając mu dobrą zabawę.
- Mam nadzieję – powiedział już poważnie. – Do zobaczenia o 20. – pożegnał się.
Wstałam niezgrabnie i wyszłam do łazienki. Ogarnęłam się i założyłam różowy dres. Związałam włosy i poszłam zrobić śniadanie.
O 18 zaczęłam się szykować. Stanęłam przed szafą i patrzyłam w nią pustym wzrokiem. Nie miałam się w co ubrać. W końcu zdecydowałam się na czarne legginsy, kobaltową tunikę i szpilki tego samego koloru. Do tego dobrałam kobaltowo czarne dodatki. Pokręciłam włosy i zrobiłam pełny makijaż. Bartek wytłumaczył mi jak dojść do klubu i przed 20 wyszłam z mieszkania. Na szczęście się nie zgubiłam i po 15 minutach byłam pod klubem, gdzie czekał na mnie Karol z grupką znajomych.
- Cześć – przywitałam się.
- Trafiłaś. – uśmiechnął się i przedstawił wszystkim. Wydawali się być mili.
- Wchodzimy? – spytała jedna z jego koleżanek. Nie pamiętałam jej imienia. Weszliśmy i zajęliśmy jedną z lóż. Zajęłam miejsce koło Karola. Jego kolega poszedł po drinki, a my zaczęliśmy rozmawiać.
- Zatańczymy? – poczułam rękę Karola na mojej.
- Pewnie. – zgodziłam się. Był najlepiej tańczącym siatkarzem, jakiego do tej pory widziałam. Po 15 minutach, ledwo stałam na nogach.  
- Nieźle się ruszasz. – uśmiechnął się do mnie.
- Wyszłam z wprawy. Już nie te lata – zaśmiałam się. Wróciliśmy do loży, która była pusta. Wszyscy bawili się na parkiecie.
- Zbyszek, nie ma nic przeciwko, że ze mną wyszłaś? – spytał, upijając swoje piwo.
- Zerwaliśmy. – nie chciałam o tym rozmawiać.  – To dlatego atakowałam to drzewo w parku. – zaśmiał się. – Ale nie rozmawiajmy o tym, dobra? – poprosiłam.
- Nie ma problemu. Ja też nie lubię mówić o swoich byłych. – uśmiechnął się. Wrócili jego znajomi, więc skończyliśmy ten temat. Po 30 minutach poszłam po drinka, który właśnie mi się skończył. Złożyłam zamówienie i czekałam, aż barman mi go poda. Nagle dosiadł się koło mnie jakiś gruby mężczyzna i zaczął się natrętnie przyglądać. Próbowałam go ignorować, ale to stawało się coraz bardziej męczące.
- Coś nie tak? – spytałam zdenerwowana.
- Ładniutka jesteś – powiedział, mierząc mnie wzrokiem. Skrzywiłam się i nic nie odpowiedziałam. – Wiesz.. mam tutaj niedaleko mieszkanie, może poszłabyś ze mną… 
- Nie, raczej nie. – przerwałam mu i ruszyłam w stronę loży, nie czekając na drinka. Złapał mnie za rękę.
- Może jednak.. – Nagle jakiś chłopak, który siedział do nas tyłem wstał i odepchnął go.
- Nie słyszałeś? – krzyknął – Powiedziała, nie. – stanął między mną a nim. Nie musiał czekać długo. Ten grubas walnął go tak, że z nosa poleciała mu krew. Wywiązała się bójka. Stałam, nie wiedząc co mam robić. Nie długo potem, podbiegli ochroniarze, którzy ich oddzielili i wyprowadzili z lokalu. Wybiegłam za nimi. Mój obrońca siedział na krawężniku i wycierał noc rękawem. Wyciągnęłam z torebki chusteczki higieniczne i mu je podałam.
- Dzięki. – powiedział, biorąc je ode mnie.
- To ja dziękuję. – przyjrzałam mu się uważnie. To ten sam chłopak, który wpadł na mnie wtedy wózkiem. – My się chyba już widzieliśmy..
- Tak, pamiętam. – przerwał mi. Krew powoli przestawała lecieć.
- Nie musiałeś.. – było mi strasznie głupio.
- Nie lubię chamów.  – odpowiedział stanowczo.
- Poradziłabym sobie. – powiedziałam cicho.
- Nie wątpię. – w końcu na mnie spojrzał. Miał niesamowicie brązowe oczy, na które opadały mu kosmyki włosów. Patrzyliśmy na siebie, przez krótką chwilę. Potem wstał i ruszył w stronę postoju taksówek.
- Nie przedstawisz się nawet? – krzyknęłam za nim.
- Nie widzę takiej potrzeby. – odpowiedział mi, nawet się nie odwracając. Uśmiechnęłam się, odpowiedział mi dokładnie tak samo jak ja, wtedy w sklepie. Stałam jeszcze tak przez chwilę, po czym wróciłam do klubu.

_____
Dość szybko się wyrobiłam z kolejnym rozdziałem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz