wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział XI

- Kiedy masz zamiar mu o tym powiedzieć? - zaskoczyła mnie tym pytaniem. To chyba oczywiste, że mu nie powiem.
- Natka, to nic pewnego. A może się mylę? - spytałam, próbując oszukać samą siebie.
- A jeśli się nie mylisz? Wydaje mi się, że powinien wiedzieć jak to się może skończyć.
- Mam powiedzieć, jednemu z najlepszych siatkarzy w Polsce, dla ktorego siatkówka jest wszystkim, że jeśli gips nie pomoże, to już nigdy nie wróci na boisko? - spytałam, zrozpaczona. Natka spojrzała na mnie ze współczuciem.
- Musisz to zrobić.
- Nie, nie muszę i tego nie zrobię. To nic nie zmieni. A po co ma się denerwować i to może nie potrzebnie?
- Luśka, na litość Boską. Wiem, że ty wolałabyś nie wiedzieć  o takiej rzeczy, ale zrozum, że niektórzy chcą się przygotować. - Natka traciła cierpliwość.
- Właśnie, niektórzy - wytknęłam jej.
- Luśka - powiedziała zdenerwowana. - Znam się lepiej na ludzkiej psychice. 90 % osób chce wiedzieć, o czymś co może zmienić ich życie!
- A skąd wiesz, że Bartek nie jest w tych 10 %? - spytałam.
- Bo w tych 10% są takie dziwaki jak ty. - odpowiedziała - A on wygląda na normalnego.
- Nie powiem mu i już. Nie przekonasz mnie, jakimiś głupimi statystykami. - powiedziałam uparcie.
- Słuchaj, to może być dla niego szok, jak za dwa tygodnie dowie się, że nie będzie mógł więcej grać! - prawie krzyczała.
- Ciszej! - powiedziałam, bojąc się, że Bartek usłyszy. - A jak ja mu powiem to nie przeżyję szoku?
- Na pewno mniejszy, bo będzie miał wciąż nadzieję, że kolano będzie w lepszym stanie. Przygotuję się psychicznie, na wszystkie możliwości.
- A ty chciałabyś wiedzieć wcześniej, że Filip zostawi Cię dla byłej? - wypaliłam, ale od razu tego pożałowałam. Boże.. ale jestem głupia! - Natka, przepraszam ja..
- Chciałabym. - powiedziała, cicho. - Chciałabym, chociaż coś podejrzewać, wydaje mi się, że lepiej bym to zniosła.
- Ja się po prostu boję tego, jak on zareaguję.. - mówiłam ze spuszczoną głową, bawiąc się kołdrą. - Tyle razy opowiadał mi jak ważna dla niego jest siatkówka. A teraz co? Mam mu powiedzieć, że może już nigdy więcej w nią nie zagrać? - powiedziałam, ze łzami w oczach.
- Wiem, że to będzie trudne, ale uwierz, że tak będzie lepiej. - powiedziała, przytulając mnie.
- Powiem mu, ale w niedziele. - zdecydowałam. - Niech się nacieszy weekendem z chłopakami. Zostaniemy sami i powiem mu wszystko. - powiedziałam, wycierając łzy.
- Dobra, a teraz idź spać. Jutro musimy wcześnie wstać. Pójdziemy na zakupy i zrobimy coś do jedzenia na wieczór. - uśmiechnęła się, po czym wstała i wyszła.
Próbowałam zasnąć, ale nie mogłam. Ciągle myślałam o tym co powinnam zrobić. Z jednej strony Natka miała rację, może Bartek na prawdę wolałby się przygotować na tą wiadomość. To na pewno będzie dla niego szok. Ale z drugiej strony, mam patrzeć jak zamartwia się przez dwa tygodnie, może nawet nie potrzebnie? Właśnie, może. On się załamię.. Boże, proszę niech z jego kolanem będzie wszystko dobrze. Błagam.

Nie pamiętam, kiedy zasnęłam i co mi się śniło. Obudziła mnie Natka, stojąc nade mną w pełni gotowa do wyjścia.
- Wstawaj - powiedziała, rozkazującym tonem.
- 5 minut - odwróciłam się do niej plecami.
- Żadne 5 minut - ściągnęła ze mnie kołdrę. - Wstawaj! Mamy tyle rzeczy do zrobienia, że nie wiem jak się z tym wszystkim wyrobimy do 19! - Z trudem podniosłam się i poszłam do łazienki. Ubrałam się w jeansowe rybaczki i białą bluzkę z krótkim rękawkiem. Zrobiłam lekki makijaż i związałam włosy w kucyk. Weszłam do kuchni, gdzie Natka robiła śniadanie dla mnie i Bartka.
- Masz tutaj kanapki i herbatę. - położyła przede mną jedzenie i poszła zanieść Bartkowi. Zjadłam szybko i już pół godziny później, byłyśmy w supermarkecie. Kupiłyśmy wszystko co było nam potrzebne i wracałyśmy do samochodu, gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę.
- Luśka, cześć! - odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Adama. O nie..
- O Adam, cześć.. - wysiliłam się na uśmiech. - To jest Natka, moja przyjaciółka, a to Adam mój.. znajomy - przedstawiłam ich sobie.
- Miło mi - powiedział szybko -  Dzwoniłem, kila razy, ale nie odbierałaś. Stało się coś? - zapytał zaniepokojony.
- Nie, po prostu.. - myśl, Luśka, myśl... - Jestem z Bartkiem. - wypaliłam. Natka zakrztusiła się piciem, które właśnie piła. - Wiem, że powinnam Ci o tym powiedzieć, ale jakoś głupio mi było..
- O - powiedział, zawiedziony. - No cóż, spodziewałem się, że tak to się może skończyć.. Widziałem jak na Ciebie patrzył, gdy wychodziłaś ze mną. - powiedział i lekko się uśmiechnął.- W każdym bądź razie, mam nadzieję, że nadal utrzymamy kontakt, naprawdę Cię polubiłem. Może kiedyś wyskoczymy gdzieś w trójkę, co ty na to? - spytał z ożywieniem.
- Ee.. pewnie, odezwę się - powiedziałam, szybko. - Wiesz co, musimy lecieć.. Miło było cię spotkać i przepraszam, że nie odbierałam.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia. - pożegnał się i wszedł do sklepu.
- Kto to był? - spytała Natka, zaciekawiona, w drodze do samochodu.
- Aa.. nikt ważny - powiedziałam, obojętnie.
- Niezły - Wow, ogląda się już za innymi? Czemu ja nie poszłam na psychologie?

Wróciłyśmy do domu i od razu wzięłyśmy się do pracy. Z racji tego, że gotowanie nie było moją mocną stroną, zajęłam się sałatkami i całą resztą, która nie wymagała umiejętności kulinarnych. Dobrze, że Natka przyjechała, odwaliła za mnie całą, brudną robotę, czyli gotowanie, smażenie i pieczenie. Bartek siedział, grzecznie w pokoju, na zmianę oglądając telewizję i czytając książkę. Skończyłyśmy przed 18, byłam cała brudna więc wykąpałam się i przebrałam. Jak zwykle miałam problem z tym w co się ubrać. Zdecydowałam się na długą, brązową tunikę i czarne rajstopy.
- Ładnie wyglądasz - powiedziała Natka, gdy weszłam do pokoju.
- Dziękuję, ty też - odpowiedziałam z uśmiechem. Miała na sobie czarną, krótką sukienkę na ramiączkach, a włosy wyprostowane
- Tak, tak, obie wyglądacie pięknie, ale możecie mi pomóc? - spytał Bartek, próbując dosięgnąć szklankę z sokiem.
- Już - powiedziałam, podając mu ją.
- Tak właściwie, to ilu ich będzie? Starczy jedzenia? - Natka zaczęła się martwić.
- Nie wiem, Winiar w sumie nie mówił ilu ich ma przyjść. - teraz ja też się nad tym zastanawiałam.
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, wzięłam głęboki oddech i poszłam otworzyć. Na klatce schodowej, stała duża grupka uśmiechniętych siatkarzy. Na sam ten widok. od razu się uśmiechnęłam.
- Jesteśmy - powiedział uradowany Winiar.
- Widzę - odpowiedziałam - wchodźcie, zapraszam. - zaprosiłam ich do środka i czekałam, aż wejdą. Weszli po kolei: Winiar, Zibi, Igła, Pit, Kosok, Możdżonek, Zagumny, Wlazły, Kłos, Zatorski, Ruciak, Cupko, Alek i na końcu Woicki. Zamknęłam drzwi, zastanawiając się gdzie się wszyscy pomieszczą i co będziemy jeść. Chłopaki weszli od razu do salonu.
- Kuraś - krzyknął Igła. Zaraz po nim, wszyscy zaczęli się witać z Bartkiem.
- No to może ja Wam przedstawię - zwrócił się do nich Winiar. - To jest Luśka - wskazał na mnie. - Rehabilitantka Bartka, a to jej przyjaciółka, Natka. - dodał.
- No stary, powiem ci, że najgorzej to tu nie masz. - powiedział z uśmiechem Zibi. - Nie miałbym nic przeciwko, leczeniu kontuzji w takim towarzystwie. - dodał. Podszedł do nas i przedstawił się osobiście.
Impreza zaczęła się rozkręcać. Ci, którzy nie znaleźli miejsca na kanapie lub krzesłach, po prostu siedzieli na podłodze, nikomu to nie przeszkadzało. Zamówiliśmy kilkanaście pudełek pizzy, bo chłopaki pochłaniali wszystko w ekspresowym tempie. Nie obyło się bez alkoholu, ale na szczęście w odpowiedniej ilości. Przekonałam się, że siatkarze to naprawdę normalni faceci z którymi można pogadać o wszystkim. Najwięcej do powiedzenia, miał oczywiście Igła. Temu człowiekowi, buzia się nie zamykała. Polubiłam ich wszystkich już po 10 minutach rozmowy. Gdy impreza rozkręciła się na dobre zaczęliśmy wszyscy, oczywiście oprócz Bartka, tańczyć do piosenki "Ona tańczy dla mnie", potem "Gangam Style", ale kaczuszki, to już przesada. Tańczyłam i płakałam ze śmiechu, gdy Cupko i Alek uczyli się kroków, wyglądając przy tym jak dwa, wielkie, niezdarne kurczaki. W pewnym momencie, wyszłam na balkon przewietrzyć się. Stałam, oparta o barierkę i patrzyłam na Bełchatów. Usłyszałam, że ktoś wchodzi, odwróciłam się i zobaczyłam Zibiego.
- Przeszkadzam? - spytał, skrępowany.
- Nie, no co ty - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Dobrze się bawisz?
- To ja powinnam Cię o to spytać, w końcu ty jesteś gościem, ale chyba wszyscy się dobrze bawią. - powiedziałam.
- Taa, impreza jest świetna. Fajnie tak, odpocząć choć przez chwilę od treningów i wyluzować się na maksa. - Też oparł się o barierkę i patrzył przed siebie.
- Domyślam się. Wiesz, naprawdę was podziwiam, za tą wytrwałość, ja bym chyba nie dała rady. - powiedziałam szczerze.
- Daj spokój, praca jak każda inna. - odpowiedział obojętnie. - Podziwiać można na przykład Ciebie.. pomagasz ludziom, dajmy na to, takiemu Bartkowi. - skinął głową w kierunku drzwi.
- Daj spokój, praca jak każda inna. - powtórzyłam jego słowa. Popatrzył na mnie z uśmiechem.
- Jak Ci się mieszka w Bełchatowie?
- Hmm.. wiesz, że nie czuję jakiejś ogromnej różnicy? Może dlatego, że nie wiele wychodzę z domu, a teraz jeszcze przyjechała Natka. Brakuję mi przyjaciół, pracy i całego tego warszawskiego życia, ale nie jest źle. A Tobie jak jest w Rzeszowie?
- Mam dokładnie tak jak ty - uśmiechnął się. - Nie mam zbyt dużo czasu, żeby zwiedzać, czy po prostu wychodzić na miasto. Większość dnia zajmują mi treningi, a po nich jestem tak padnięty, że marzę tylko o tym, żeby być w mieszkaniu. A twój chłopak nie ma nic przeciwko, że mieszkasz tutaj z Bartkiem? - spytał
- Nie mam chłopaka..
- Nie możliwe - powiedział, patrząc na mnie z ciekawością
- A jednak. - odpowiedziałam krótko. Zibi się uśmiechnął.
- Uprawiasz coś? - spytał.
- Wiesz.. jest parę rzeczy, które uprawiam. - odpowiedziałam, śmiejąc się.
- O sporcie mówię - tez się zaczął śmiać.
- Teraz już nie.. W szkole grałam w siatkę i kosza.
- Oo, może jutro wyskoczymy na sale i pogramy w kosza, co ty na to? - spytał z ożywieniem.
- W sumie, możemy, ale uprzedzam, dawno nie grałam. 
- Dam Ci fory - uśmiechnął się zawadiacko - A potem możemy skoczyć coś zjeść.
- Nie umawiam się ze sportowcami - powiedziałam. A może by tak ostatni raz?
- Czyli.. mam rozumieć, że muszę mieć kontuzję, żeby umówić się z tobą w restauracji?
- Wydaje mi się, że to najprostsze rozwiązanie - powiedziałam z uśmiechem.
- Ale ja nie lubię prostych rozwiązań... - powiedział, patrząc mi w oczy.

1 komentarz: