- O, Zibi cześć – mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie chciałam
przeszkadzać Bartkowi, więc poszłam do swojego pokoju.
- Co słychać? – spytał.
- Od wczoraj? – zaśmiałam się. – Nic nowego, oprócz tego, że mam zamiar nauczyć się gotować. – odpowiedziałam dumnie.
- Słyszałem, że masz z tym problem.
- Ale to się zmieni – zapewniłam.
- Co robisz w weekend? – spytał.
- Jadę do Warszawy. Do Bartka, przyjeżdża Aśka, nie chce im przeszkadzać. Poza tym ma usztywnione kolano i na razie nie jestem mu potrzebna.
- Świetnie się składa, bo dzwonię z pewną propozycją. – powiedział nieśmiało
- Domyślam się. – uśmiechnęłam się znów
- W piątek o 14:30 gramy mecz i pomyślałem, że może byś przyjechała.. Potem poszlibyśmy coś zjeść.- powiedział niepewnie - Oczywiście to nie byłaby randka – dodał szybko.
- Szkoda – odpowiedziałam, zanim to przemyślałam.
- Szkoda?
- Nie, nie to nie do ciebie – złapałam się za głowę – Oglądam z Bartkiem mecz i drużyna, której kibicowaliśmy właśnie przegrała – skłamałam - A z kim gracie? – spytałam, chcąc zmienić temat.
- Z Politechniką Warszawską, przyjedziesz?
- W sumie czemu nie, dawno nie byłam na meczu. No to co rezerwuję bilet i widzimy się w piątek? – spytałam.
- O bilet się nie martw, już masz go załatwiony. Myślę, że miejsce ci się spodoba. – powiedział szybko.
- A jak go odbiorę?
- W kasie. Wystarczy, że podasz nazwisko.
- Ok, no to do zobaczenia. – pożegnałam się i rozłączyłam. Znów się uśmiechnęłam. Miałam jeszcze lepszy humor, a myślałam, że to nie możliwe. Co się ze mną dzieje? Wybrałam numer Natki.
- Natalia Różewicz, słucham. – usłyszałam.
- Natka? – spytałam zdezorientowana.
- O Luśka, pomyliłam telefony. – miała dwa, jeden służbowy, a drugi prywatny. – Już nie wiem w co mam ręce włożyć. Nie wiem dlaczego, akurat teraz cała Warszawa potrzebuję psychologa. – powiedziała załamana.
- Oj, a znajdziesz dla mnie trochę czasu w weekend? – spytałam nieśmiało.
- Przyjeżdżasz? – ucieszyła się. – Pewnie, możemy się spotkać w piątek wieczorem, bo w sobotę przyjeżdża Piotrek. Muszę ci tyle opowiedzieć! – powiedziała podekscytowana.
- Tylko ja nie wiem o której będę w Warszawie, bo jadę na mecz do Rzeszowa. – znów się uśmiechnęłam.
- Jedziesz na ten mecz? – spytała załamana jeszcze bardziej.
- No tak, Zibi właśnie dzwonił. A ty będziesz? – zapytałam z nadzieją.
- Nie – westchnęła – Nie mam czasu w piątek mam tylu pacjentów, że nie wiem czy się wyrobię przed 21, a nie mogę ich odwołać. – powiedziała smutno.
- A może.. – zamyśliłam się. – Może byś u mnie spała z Lilką w piątek? A właśnie.. miałaś z nią jakiś kontakt? Kiedy ona miała wrócić? – spytałam.
-Nie, próbowałam się do niej dodzwonić, ale nie odbiera. Myślisz, że cos się mogło stać? Miała wrócić dzisiaj.
- Jest z Sebą, na pewno wszystko ok. Zobaczy, że dzwoniłyśmy i się odezwie.
- W sumie masz rację. Dobra Lusia, muszę kończyć bo pacjent właśnie przyszedł. Jeszcze się zdzwonimy.
- Dobra, do zobaczenia. – pożegnałam się i rozłączyłam. Zapowiadał się bardzo ciekawy weekend. – No to zaczynam – powiedziałam, wchodząc do kuchni.
- Zibi dzwonił? – spytał Bartek.
- Tak, zaprosił mnie na piątkowy mecz. – krzyknęłam.
- I jedziesz? – dodał, dość cicho.
- Pewnie. I tak wyjeżdżam, więc pojadę najpierw do Rzeszowa, a potem do Warszawy. Na co masz ochotę? – zapytałam. Nie mogłam się doczekać, aż zacznę coś gotować!
- Zrób co chcesz. – usłyszałam. Przejrzałam kilka razy książkę kucharską . Wybrałam pierogi z serem i zabrałam się do pracy. Skończyłam po 30 minutach i z dumą patrzyłam na swoje dzieło.
- Smacznego – powiedziałam, wchodząc do pokoju z dwoma talerzami.
- Nieźle, wyglądają jak pierogi – uśmiechnął się.
- Spróbuj pierwszy. – patrzyłam na niego. Chciałam zobaczyć jego reakcję.
- Dlaczego ja? – spytał, udając przerażonego – Nie wyglądają, na trujące ale.. – zawahał się.
- Jedź! – niecierpliwiłam się
- Hmm, jak na pierwszy raz… niezłe – powiedział, nadal gryząc.
- Fuuj! Tego nie da się jeść – wyplułam od razu. Były jak bezsmakowa guma.
- Jak na pierwszy raz nie jest źle.. – pocieszał mnie.
- Jasne.. – wywróciłam oczami i zabrałam mu talerz. – Jutro spróbuję znowu.
- Naprawdę? – spytał
- Nie bój się, nie będę kazała ci tego jeść.
Tydzień minął strasznie szybko. Oglądaliśmy filmy lub graliśmy w gry planszowe. Wieczorami rozmawialiśmy o siatkówce, kolanie, rehabilitacji i o wielu innych rzeczach. We wtorek dostałam smsa od Lilki „Wróciłam do Warszawy. Przepraszam, że się nie odzywałam. Musimy pogadać.” Umówiłyśmy się, że będzie u mnie z Natką w piątek spać. Nie mogłam się już doczekać. W czwartek wybrałam się na zakupy, wmawiając sobie, że nie robię tego po to, żeby wyglądać ładnie na spotkaniu ze Zbyszkiem. Spakowałam się dzień wcześniej, żeby nie zapomnieć o niczym. W piątek wstałam już o siódmej. Ubrałam się w czarne rurki, kremową, koronkową bluzkę i szpilki tego samego koloru. Pokręciłam jeszcze bardziej, niż zwykle włosy i włożyłam czapkę do kompletu. Do makijażu przyłożyłam się bardziej niż zwykle, przez co mój pobyt w łazience się przedłużył. Zjadłam szybko śniadanie i zostawiłam Bartkowi kartkę „ Nie chciałam Cię budzić. Wracam w niedziele lub poniedziałek” . Nie wiedziałam jeszcze kiedy dokładnie wrócę do Bełchatowa.
Pod halę dojechałam po 4 godzinach, spojrzałam na zegarek była 14.
- Dzień dobry. – przywitałam się z sympatycznie wyglądającą panią w okienku kasy.
- Dzień dobry, słucham. – odpowiedziała uprzejmie.
- Ja miałam tutaj odebrać bilet, Alicja Staszewska. – przedstawiłam się.
- A tak – sprawdziła coś w komputerze. – Proszę, nie musi pani płacić, już zapłacony – powiedziała widząc, że wyciągam portfel.
- Dziękuję – odpowiedziałam i ruszyłam do wejścia. Zatrzymałam się przed sklepem z gadżetami Sovii. A jakbym kupiła sobie koszulkę? Jak kibicować to kibicować. Weszłam do sklepu i kupiłam pasiaka. Schowałam czapkę, która teraz mi nie pasowała i weszłam na trybuny. Zajęłam miejsce w sektorze D1 i obserwowałam rozgrzewających się chłopaków. Zibi stał z Pitem na drugim końcu boiska. Po pewnym czasie, spojrzał w moją stronę i od razu się uśmiechnął.
- Jesteś – powiedział, cały w skowronkach, podbiegając do mnie.
- Obiecałam, więc jestem – uśmiechnęłam się.
- Ładnie wyglądasz – zmierzył mnie wzrokiem.
- Jak prawdziwy kibic?
- Jeszcze ładniej. – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
- Dobra, dobra.. – czułam, że się zarumieniłam. – Wracaj do rozgrzewki. Pogadamy po meczu.
- Trzymaj kciuki – uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Będę. – Zibi wrócił do Pita i obaj zaczęli się rozgrzewać. Mecz zaczął się krótko po tym. Resovia szybko objęła prowadzenie, a Zbyszek spisywał się świetnie, kończąc większość ataków. Chłopaki wygrali szybko 3:0, a MVP spotkania został Zibi. Gdy tylko cała drużyna mu pogratulowała podbiegł do mnie i mnie przytulił.
- Gratuluję! – powiedziałam, jeszcze w jego ramionach. – Należało ci się. – uśmiechnęłam się.
- Dziękuję – popatrzył na mnie z uśmiechem. Oczy mu błyszczały. – No to co przebieram się i idziemy świętować? – spytał nadal podekscytowany.
- Pewnie, ale może najpierw – wskazałam oczami na tłum, dziewczyn czekających na niego.
- To może trochę zająć. Poczekasz? – spytał. Bał się chyba, że mu ucieknę.
- Jasne. – odpowiedziałam szybko i usiadłam na trybunach, zdejmując koszulkę i zakładając czapkę. Patrzyłam na te dziewczyny i widziałam siebie i Natkę dawniej. Rozumiałam je doskonale. Po 10 minutach, Zibi przeprosił wszystkie fanki i pobiegł do szatni. Wyszłam przed halę i czekałam koło samochodu.
- Cześć Luśka – usłyszałam za sobą, odwróciłam się i zobaczyłam Igłę i Pita, idących w moim kierunku.
- O hej! – przywitałam się – Gratuluję, świetny mecz. – dodałam z uśmiechem.
- Dzięki – Igła się wyszczerzył. – Czekasz na Zibiego?
- Mhm. Powinien zaraz wyjść. – odpowiedziałam. – Jedziesz jutro do Warszawy? – spytałam Pita.
- Planuje jechać popołudniu. Rozmawiałaś z Natką? – oczy mu zaczęły błyszczeć.
- Wczoraj, a dzisiaj ma u mnie spać z Lilką – powiedziałam. – Ale nie bój się, jutro ją będziesz miał tylko dla siebie – uśmiechnęłam się.
- Miłość – westchnął Igła.
- Krzysiek, chodź już – zawołała jakaś kobieta, przy czarnym samochodzie.
- Wybaczcie, moja miłość mnie wzywa. - powiedział z uśmiechem. – Miło było cię zobaczyć. – pożegnał się i pobiegł do żony.
- No już jestem – Zibi podszedł do nas.
- To ja uciekam, może się zobaczymy w Warszawie jeszcze. – powiedział Pit. – Na razie.
- To dokąd idziemy? – spytał Zbyszek, gdy zostaliśmy sami.
- Ty coś zaproponuj, ja nie znam okolicy.
- Znam świetną restaurację. – uśmiechnął się – Chodź, tym razem jedziemy moim autem.
- Ok. – nie chciałam się kłócić.
- No to opowiadaj jak ci idzie gotowanie. – nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Hmm.. nie najlepiej, ale się nie poddaję – powiedziałam. Zibi zaczął się śmiać. – Czemu się śmiejesz?
- Słyszałem o gumowych pierogach. – dodał, nadal się śmiejąc.
- Rozmawiałeś z Bartkiem? – tez się zaczęłam śmiać – Ale na następny dzień wyszły lepsze! – szybko się usprawiedliwiłam. – Co prawda nie nadawały się jeszcze do jedzenia, ale przynajmniej miały jakiś smak. – dodałam, już ciszej. Nie przestawał się śmiać. – Wiem, że nie mam za grosz talentu kulinarnego, ale no trudno, nikt nie jest idealny. – powiedziałam, mając nadzieję, że przestanie już. Poskutkowało. Dojechaliśmy do restauracji. Wystrój był przepiękny. Dominował beż połączony z bielą, czułam się jak w pałacu.
- Wow – powiedziałam. Nie mogłam ukryć, tego jakie wrażenie na mnie wywarła ta restauracja.
- Wiem – odpowiedział Zibi, odsuwając mi krzesło. - Mówiłem Ci już, że pięknie wyglądasz? – spytał udając, że nie pamięta.
- Coś wspomniałeś. – uśmiechnęłam się.
- Jak podobał Ci się mecz?
- Bardzo. Chociaż… nie bierz tego do siebie, ale byłam na ciekawszych. Wygraliście bez problemu, więc nie było wielkich emocji. – powiedziałam szczerze.
- Też grałem w ciekawszych, ale zdobyliśmy łatwo 3 punkty, więc nie narzekam. – uśmiechnął się.
- Z kim gracie następny mecz? – spytałam.
- Z ZAKSĄ, jeśli wygramy to będziemy pierwsi w tabeli. - Przyszła kelnerka, zamówiliśmy jedzenie i wróciliśmy do rozmowy.
- Co tam u Natki?
- Rewelacyjnie. To znaczy mówiła, że ma strasznie dużo pracy, ale odkąd poznała Pita, chodzi cały czas uśmiechnięta. – Już sobie wyobrażam dzisiejszą noc.
- Pit tak samo, zupełnie inny człowiek. Jakby mógł to ze szczęścia fruwał by nad ziemią. Buzia mu się nie zamyka, ciągle o niej mówi. – powiedział, ze śmiechem.
- Pasują do siebie. – uśmiechnęłam się. – A co u ciebie? – spytałam.
- Od weekendu tylko treningi. Ale pocieszałem się tym, że cię zobaczę. – znów czułam, że się rumienie.
- Aż tak bardzo się stęskniłeś? – spytałam, nabierając odwagi.
- Nawet nie wiesz jak – popatrzył mi w oczy i cała odwaga się ulotniła. – Zmieniłaś zdanie o sportowcach?
- Może.. – odpowiedziałam tajemniczo. Kelnerka, przyniosła nam zamówienia. Zibi uśmiechnął się zadowolony.
- To co będziesz robić w Warszawie? – spytał.
- Planuję spędzić trochę czasu z Lilką. Dawno jej nie widziałam, a z tego co wiem, to coś jest nie tak.
- Więc dzisiaj babski wieczór? Plotki i te sprawy? – uśmiechnął się
- Dokładnie, brakowało mi tego. Z Bartkiem też plotkujemy, ale nie jest w stanie zastąpić mi dziewczyn.
- A co u niego? – spytał. Zaczęłam opowiadać mu o kolanie, Aście i wszystkim związanym z naszym wspólnym mieszkaniem.
- Boże.. – spojrzałam na zegarek. – Musze się zbierać.
- Zdecydowanie za krótko byłaś. – stwierdził, gdy wychodziliśmy. – Musisz koniecznie jeszcze kiedyś mnie odwiedzić.
- Jeśli mnie zaprosisz – odpowiedziałam z uśmiechem. Odwiózł mnie pod halę, gdzie zostawiłam samochód.
- Bardzo miło mi się z tobą rozmawiało. – powiedziałam, na pożegnanie.
- Mi z tobą też. – Patrzył mi w oczy, po czym pocałował mnie w policzek. – Do zobaczenia.
- Pa – uśmiechnęłam się i wsiadłam do auta. Zibi jeszcze stał, oparty o swój samochód i patrzył jak odjeżdżam. Gdy zniknął mi z pola widzenia wzięłam głęboki oddech. Wow. Starałam się o nim nie myśleć, ale nie mogłam się powstrzymać. Dojechałam pod mój blok, koło 22. W oknie już się świeciło. No tak, dziewczyny miały klucz. Weszłam z walizką do mieszkania. W salonie, siedziała Natka i rozmawiała z kimś przez telefon.
- Musze kończyć, Luśka właśnie przyszła. – powiedziała do kogoś. – Do zobaczenia jutro. – pożegnała się z wielkim uśmiechem. No tak, czyli Piotrek. – Cześć – przywitała się ze mną.
- Cześć, Lilki jeszcze nie ma? – spytałam, rozglądając się po mieszkaniu.
- Nie. – odpowiedziała. Zaraz po tym, ktoś wszedł do domu.
- Cześć – powiedziała smutno.
- Cześć – przywitałam się z nią. Nie widziałam jej tak długo, że od razu ją przytuliłam.
- Co się stało? – spytałam, gdy siadłyśmy na kanapie.
- Zakochałam się – powiedziała cicho.
- Jejku, ale super – Natka, aż podskoczyła z radości. – Więc z Sebą to już tak na poważnie?
- Nie mówię o Sebie…
- Co słychać? – spytał.
- Od wczoraj? – zaśmiałam się. – Nic nowego, oprócz tego, że mam zamiar nauczyć się gotować. – odpowiedziałam dumnie.
- Słyszałem, że masz z tym problem.
- Ale to się zmieni – zapewniłam.
- Co robisz w weekend? – spytał.
- Jadę do Warszawy. Do Bartka, przyjeżdża Aśka, nie chce im przeszkadzać. Poza tym ma usztywnione kolano i na razie nie jestem mu potrzebna.
- Świetnie się składa, bo dzwonię z pewną propozycją. – powiedział nieśmiało
- Domyślam się. – uśmiechnęłam się znów
- W piątek o 14:30 gramy mecz i pomyślałem, że może byś przyjechała.. Potem poszlibyśmy coś zjeść.- powiedział niepewnie - Oczywiście to nie byłaby randka – dodał szybko.
- Szkoda – odpowiedziałam, zanim to przemyślałam.
- Szkoda?
- Nie, nie to nie do ciebie – złapałam się za głowę – Oglądam z Bartkiem mecz i drużyna, której kibicowaliśmy właśnie przegrała – skłamałam - A z kim gracie? – spytałam, chcąc zmienić temat.
- Z Politechniką Warszawską, przyjedziesz?
- W sumie czemu nie, dawno nie byłam na meczu. No to co rezerwuję bilet i widzimy się w piątek? – spytałam.
- O bilet się nie martw, już masz go załatwiony. Myślę, że miejsce ci się spodoba. – powiedział szybko.
- A jak go odbiorę?
- W kasie. Wystarczy, że podasz nazwisko.
- Ok, no to do zobaczenia. – pożegnałam się i rozłączyłam. Znów się uśmiechnęłam. Miałam jeszcze lepszy humor, a myślałam, że to nie możliwe. Co się ze mną dzieje? Wybrałam numer Natki.
- Natalia Różewicz, słucham. – usłyszałam.
- Natka? – spytałam zdezorientowana.
- O Luśka, pomyliłam telefony. – miała dwa, jeden służbowy, a drugi prywatny. – Już nie wiem w co mam ręce włożyć. Nie wiem dlaczego, akurat teraz cała Warszawa potrzebuję psychologa. – powiedziała załamana.
- Oj, a znajdziesz dla mnie trochę czasu w weekend? – spytałam nieśmiało.
- Przyjeżdżasz? – ucieszyła się. – Pewnie, możemy się spotkać w piątek wieczorem, bo w sobotę przyjeżdża Piotrek. Muszę ci tyle opowiedzieć! – powiedziała podekscytowana.
- Tylko ja nie wiem o której będę w Warszawie, bo jadę na mecz do Rzeszowa. – znów się uśmiechnęłam.
- Jedziesz na ten mecz? – spytała załamana jeszcze bardziej.
- No tak, Zibi właśnie dzwonił. A ty będziesz? – zapytałam z nadzieją.
- Nie – westchnęła – Nie mam czasu w piątek mam tylu pacjentów, że nie wiem czy się wyrobię przed 21, a nie mogę ich odwołać. – powiedziała smutno.
- A może.. – zamyśliłam się. – Może byś u mnie spała z Lilką w piątek? A właśnie.. miałaś z nią jakiś kontakt? Kiedy ona miała wrócić? – spytałam.
-Nie, próbowałam się do niej dodzwonić, ale nie odbiera. Myślisz, że cos się mogło stać? Miała wrócić dzisiaj.
- Jest z Sebą, na pewno wszystko ok. Zobaczy, że dzwoniłyśmy i się odezwie.
- W sumie masz rację. Dobra Lusia, muszę kończyć bo pacjent właśnie przyszedł. Jeszcze się zdzwonimy.
- Dobra, do zobaczenia. – pożegnałam się i rozłączyłam. Zapowiadał się bardzo ciekawy weekend. – No to zaczynam – powiedziałam, wchodząc do kuchni.
- Zibi dzwonił? – spytał Bartek.
- Tak, zaprosił mnie na piątkowy mecz. – krzyknęłam.
- I jedziesz? – dodał, dość cicho.
- Pewnie. I tak wyjeżdżam, więc pojadę najpierw do Rzeszowa, a potem do Warszawy. Na co masz ochotę? – zapytałam. Nie mogłam się doczekać, aż zacznę coś gotować!
- Zrób co chcesz. – usłyszałam. Przejrzałam kilka razy książkę kucharską . Wybrałam pierogi z serem i zabrałam się do pracy. Skończyłam po 30 minutach i z dumą patrzyłam na swoje dzieło.
- Smacznego – powiedziałam, wchodząc do pokoju z dwoma talerzami.
- Nieźle, wyglądają jak pierogi – uśmiechnął się.
- Spróbuj pierwszy. – patrzyłam na niego. Chciałam zobaczyć jego reakcję.
- Dlaczego ja? – spytał, udając przerażonego – Nie wyglądają, na trujące ale.. – zawahał się.
- Jedź! – niecierpliwiłam się
- Hmm, jak na pierwszy raz… niezłe – powiedział, nadal gryząc.
- Fuuj! Tego nie da się jeść – wyplułam od razu. Były jak bezsmakowa guma.
- Jak na pierwszy raz nie jest źle.. – pocieszał mnie.
- Jasne.. – wywróciłam oczami i zabrałam mu talerz. – Jutro spróbuję znowu.
- Naprawdę? – spytał
- Nie bój się, nie będę kazała ci tego jeść.
Tydzień minął strasznie szybko. Oglądaliśmy filmy lub graliśmy w gry planszowe. Wieczorami rozmawialiśmy o siatkówce, kolanie, rehabilitacji i o wielu innych rzeczach. We wtorek dostałam smsa od Lilki „Wróciłam do Warszawy. Przepraszam, że się nie odzywałam. Musimy pogadać.” Umówiłyśmy się, że będzie u mnie z Natką w piątek spać. Nie mogłam się już doczekać. W czwartek wybrałam się na zakupy, wmawiając sobie, że nie robię tego po to, żeby wyglądać ładnie na spotkaniu ze Zbyszkiem. Spakowałam się dzień wcześniej, żeby nie zapomnieć o niczym. W piątek wstałam już o siódmej. Ubrałam się w czarne rurki, kremową, koronkową bluzkę i szpilki tego samego koloru. Pokręciłam jeszcze bardziej, niż zwykle włosy i włożyłam czapkę do kompletu. Do makijażu przyłożyłam się bardziej niż zwykle, przez co mój pobyt w łazience się przedłużył. Zjadłam szybko śniadanie i zostawiłam Bartkowi kartkę „ Nie chciałam Cię budzić. Wracam w niedziele lub poniedziałek” . Nie wiedziałam jeszcze kiedy dokładnie wrócę do Bełchatowa.
Pod halę dojechałam po 4 godzinach, spojrzałam na zegarek była 14.
- Dzień dobry. – przywitałam się z sympatycznie wyglądającą panią w okienku kasy.
- Dzień dobry, słucham. – odpowiedziała uprzejmie.
- Ja miałam tutaj odebrać bilet, Alicja Staszewska. – przedstawiłam się.
- A tak – sprawdziła coś w komputerze. – Proszę, nie musi pani płacić, już zapłacony – powiedziała widząc, że wyciągam portfel.
- Dziękuję – odpowiedziałam i ruszyłam do wejścia. Zatrzymałam się przed sklepem z gadżetami Sovii. A jakbym kupiła sobie koszulkę? Jak kibicować to kibicować. Weszłam do sklepu i kupiłam pasiaka. Schowałam czapkę, która teraz mi nie pasowała i weszłam na trybuny. Zajęłam miejsce w sektorze D1 i obserwowałam rozgrzewających się chłopaków. Zibi stał z Pitem na drugim końcu boiska. Po pewnym czasie, spojrzał w moją stronę i od razu się uśmiechnął.
- Jesteś – powiedział, cały w skowronkach, podbiegając do mnie.
- Obiecałam, więc jestem – uśmiechnęłam się.
- Ładnie wyglądasz – zmierzył mnie wzrokiem.
- Jak prawdziwy kibic?
- Jeszcze ładniej. – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
- Dobra, dobra.. – czułam, że się zarumieniłam. – Wracaj do rozgrzewki. Pogadamy po meczu.
- Trzymaj kciuki – uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Będę. – Zibi wrócił do Pita i obaj zaczęli się rozgrzewać. Mecz zaczął się krótko po tym. Resovia szybko objęła prowadzenie, a Zbyszek spisywał się świetnie, kończąc większość ataków. Chłopaki wygrali szybko 3:0, a MVP spotkania został Zibi. Gdy tylko cała drużyna mu pogratulowała podbiegł do mnie i mnie przytulił.
- Gratuluję! – powiedziałam, jeszcze w jego ramionach. – Należało ci się. – uśmiechnęłam się.
- Dziękuję – popatrzył na mnie z uśmiechem. Oczy mu błyszczały. – No to co przebieram się i idziemy świętować? – spytał nadal podekscytowany.
- Pewnie, ale może najpierw – wskazałam oczami na tłum, dziewczyn czekających na niego.
- To może trochę zająć. Poczekasz? – spytał. Bał się chyba, że mu ucieknę.
- Jasne. – odpowiedziałam szybko i usiadłam na trybunach, zdejmując koszulkę i zakładając czapkę. Patrzyłam na te dziewczyny i widziałam siebie i Natkę dawniej. Rozumiałam je doskonale. Po 10 minutach, Zibi przeprosił wszystkie fanki i pobiegł do szatni. Wyszłam przed halę i czekałam koło samochodu.
- Cześć Luśka – usłyszałam za sobą, odwróciłam się i zobaczyłam Igłę i Pita, idących w moim kierunku.
- O hej! – przywitałam się – Gratuluję, świetny mecz. – dodałam z uśmiechem.
- Dzięki – Igła się wyszczerzył. – Czekasz na Zibiego?
- Mhm. Powinien zaraz wyjść. – odpowiedziałam. – Jedziesz jutro do Warszawy? – spytałam Pita.
- Planuje jechać popołudniu. Rozmawiałaś z Natką? – oczy mu zaczęły błyszczeć.
- Wczoraj, a dzisiaj ma u mnie spać z Lilką – powiedziałam. – Ale nie bój się, jutro ją będziesz miał tylko dla siebie – uśmiechnęłam się.
- Miłość – westchnął Igła.
- Krzysiek, chodź już – zawołała jakaś kobieta, przy czarnym samochodzie.
- Wybaczcie, moja miłość mnie wzywa. - powiedział z uśmiechem. – Miło było cię zobaczyć. – pożegnał się i pobiegł do żony.
- No już jestem – Zibi podszedł do nas.
- To ja uciekam, może się zobaczymy w Warszawie jeszcze. – powiedział Pit. – Na razie.
- To dokąd idziemy? – spytał Zbyszek, gdy zostaliśmy sami.
- Ty coś zaproponuj, ja nie znam okolicy.
- Znam świetną restaurację. – uśmiechnął się – Chodź, tym razem jedziemy moim autem.
- Ok. – nie chciałam się kłócić.
- No to opowiadaj jak ci idzie gotowanie. – nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Hmm.. nie najlepiej, ale się nie poddaję – powiedziałam. Zibi zaczął się śmiać. – Czemu się śmiejesz?
- Słyszałem o gumowych pierogach. – dodał, nadal się śmiejąc.
- Rozmawiałeś z Bartkiem? – tez się zaczęłam śmiać – Ale na następny dzień wyszły lepsze! – szybko się usprawiedliwiłam. – Co prawda nie nadawały się jeszcze do jedzenia, ale przynajmniej miały jakiś smak. – dodałam, już ciszej. Nie przestawał się śmiać. – Wiem, że nie mam za grosz talentu kulinarnego, ale no trudno, nikt nie jest idealny. – powiedziałam, mając nadzieję, że przestanie już. Poskutkowało. Dojechaliśmy do restauracji. Wystrój był przepiękny. Dominował beż połączony z bielą, czułam się jak w pałacu.
- Wow – powiedziałam. Nie mogłam ukryć, tego jakie wrażenie na mnie wywarła ta restauracja.
- Wiem – odpowiedział Zibi, odsuwając mi krzesło. - Mówiłem Ci już, że pięknie wyglądasz? – spytał udając, że nie pamięta.
- Coś wspomniałeś. – uśmiechnęłam się.
- Jak podobał Ci się mecz?
- Bardzo. Chociaż… nie bierz tego do siebie, ale byłam na ciekawszych. Wygraliście bez problemu, więc nie było wielkich emocji. – powiedziałam szczerze.
- Też grałem w ciekawszych, ale zdobyliśmy łatwo 3 punkty, więc nie narzekam. – uśmiechnął się.
- Z kim gracie następny mecz? – spytałam.
- Z ZAKSĄ, jeśli wygramy to będziemy pierwsi w tabeli. - Przyszła kelnerka, zamówiliśmy jedzenie i wróciliśmy do rozmowy.
- Co tam u Natki?
- Rewelacyjnie. To znaczy mówiła, że ma strasznie dużo pracy, ale odkąd poznała Pita, chodzi cały czas uśmiechnięta. – Już sobie wyobrażam dzisiejszą noc.
- Pit tak samo, zupełnie inny człowiek. Jakby mógł to ze szczęścia fruwał by nad ziemią. Buzia mu się nie zamyka, ciągle o niej mówi. – powiedział, ze śmiechem.
- Pasują do siebie. – uśmiechnęłam się. – A co u ciebie? – spytałam.
- Od weekendu tylko treningi. Ale pocieszałem się tym, że cię zobaczę. – znów czułam, że się rumienie.
- Aż tak bardzo się stęskniłeś? – spytałam, nabierając odwagi.
- Nawet nie wiesz jak – popatrzył mi w oczy i cała odwaga się ulotniła. – Zmieniłaś zdanie o sportowcach?
- Może.. – odpowiedziałam tajemniczo. Kelnerka, przyniosła nam zamówienia. Zibi uśmiechnął się zadowolony.
- To co będziesz robić w Warszawie? – spytał.
- Planuję spędzić trochę czasu z Lilką. Dawno jej nie widziałam, a z tego co wiem, to coś jest nie tak.
- Więc dzisiaj babski wieczór? Plotki i te sprawy? – uśmiechnął się
- Dokładnie, brakowało mi tego. Z Bartkiem też plotkujemy, ale nie jest w stanie zastąpić mi dziewczyn.
- A co u niego? – spytał. Zaczęłam opowiadać mu o kolanie, Aście i wszystkim związanym z naszym wspólnym mieszkaniem.
- Boże.. – spojrzałam na zegarek. – Musze się zbierać.
- Zdecydowanie za krótko byłaś. – stwierdził, gdy wychodziliśmy. – Musisz koniecznie jeszcze kiedyś mnie odwiedzić.
- Jeśli mnie zaprosisz – odpowiedziałam z uśmiechem. Odwiózł mnie pod halę, gdzie zostawiłam samochód.
- Bardzo miło mi się z tobą rozmawiało. – powiedziałam, na pożegnanie.
- Mi z tobą też. – Patrzył mi w oczy, po czym pocałował mnie w policzek. – Do zobaczenia.
- Pa – uśmiechnęłam się i wsiadłam do auta. Zibi jeszcze stał, oparty o swój samochód i patrzył jak odjeżdżam. Gdy zniknął mi z pola widzenia wzięłam głęboki oddech. Wow. Starałam się o nim nie myśleć, ale nie mogłam się powstrzymać. Dojechałam pod mój blok, koło 22. W oknie już się świeciło. No tak, dziewczyny miały klucz. Weszłam z walizką do mieszkania. W salonie, siedziała Natka i rozmawiała z kimś przez telefon.
- Musze kończyć, Luśka właśnie przyszła. – powiedziała do kogoś. – Do zobaczenia jutro. – pożegnała się z wielkim uśmiechem. No tak, czyli Piotrek. – Cześć – przywitała się ze mną.
- Cześć, Lilki jeszcze nie ma? – spytałam, rozglądając się po mieszkaniu.
- Nie. – odpowiedziała. Zaraz po tym, ktoś wszedł do domu.
- Cześć – powiedziała smutno.
- Cześć – przywitałam się z nią. Nie widziałam jej tak długo, że od razu ją przytuliłam.
- Co się stało? – spytałam, gdy siadłyśmy na kanapie.
- Zakochałam się – powiedziała cicho.
- Jejku, ale super – Natka, aż podskoczyła z radości. – Więc z Sebą to już tak na poważnie?
- Nie mówię o Sebie…
Jeeej <3 Uwielbiam czytać twojego bloga :) Bardzo lekko się go czyta :D
OdpowiedzUsuńjejku to wszystko jest takie wow <3
OdpowiedzUsuńto prawda lekko sie go czyta i przez to bardzo przyjemnie
;)