niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział XIII



Zadowolona z siebie poszłam do szatni. Wygrać w kosza z dwumetrowym facetem to dopiero sukces. Wzięłam prysznic i wyszłam przed halę. Zibi stał przy samochodzie, czekając na mnie.
- Co ty tam robiłaś?  - spytał, zniecierpliwiony. - Pół godziny już tutaj stoję.
- Musiałam się wykąpać. - odpowiedziałam, otwierając samochód.
- Kobiety - powiedział cicho.
- Jedna z tych kobiet, właśnie wygrała z tobą w kosza. – powiedziałam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Dałem Ci wygrać – wyszczerzył się.
- Oczywiście - zaśmiałam się.
- Gdzie jedziemy?
- No nie wiem, za dużo restauracji to ja tutaj nie znam. A co powiesz na klub? - spytałam, przypominając sobie ten, w którym byłam z Adamem.
- Super. – uśmiechnął się. Po 20 minutach dojechaliśmy pod klub. Było dość tłoczno, w końcu dzisiaj sobota. Znaleźliśmy stolik w koncie.
- No to co jemy? - spytał Zibi.
- Tak właściwie, to nie wiem czy tutaj można coś zjeść . - odpowiedziałam szczerze.
- Pójdę zapytać – powiedział, kręcąc głową z uśmiechem. Chwilę później przyniósł kartę.
- No nie.. - oburzyłam się. - A jak byłam tu ostatnio to umierałam z głodu - i z nudów, dodałam w myślach. Zibi zaczął się śmiać.
- No to na co masz ochotę?
- Zjadłabym lody – odpowiedziałam, patrząc na zdjęcie wielkiego deseru.
- Ok, a na kolację może zamówimy pizzę z szynką i pieczarkami? – zaproponował.
- Jestem wegetarianką. – odpowiedziałam, szukając innej.
- Mogłem się domyślić – powiedział z uśmiechem. Popatrzyłam na niego pytająco – Chudziutka jesteś – odpowiedział, śmiejąc się.
- Bo jestem wysoka! -  oburzyłam się. – A nie dlatego, że nie jem mięsa. – dodałam.
- Jasne, jasne. – wciąż się śmiał - No to może piątkę? – spytał z nadzieją. Popatrzyłam na składniki.
- Nie lubię papryki.
- Ok.. Wydaję mi się, że najlepiej będzie jak sama coś wybierzesz. – powiedział rozbawiony.
- Może być czwórka.
- Ok, a co do picia?
- Sok pomarańczowy – powiedziałam, patrząc na lodówkę z napojami. Zibi poszedł zamówić , po czym wrócił z sokami.
- Wiesz co – zaczął – muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. – popatrzył na mnie z zainteresowaniem.
- Czym? – założyłam nogę na nogę i usiadłam wygodnie, opierając się.
- Tym, że ze mną wygrałaś. Naprawdę jesteś dobra. – powiedział z podziwem. – Nie myślałaś o tym, żeby grać zawodowo?
- Nie – zaśmiałam się. – Tak naprawdę nie lubię kosza.  Grałam trochę, ale tylko dlatego, że mieliśmy przystojnego trenera –  uśmiechnęłam się na wspomnienie o nim. - Za dużo biegania, przepychania się, a z łokcia dostałam już tyle razy, że wystarczy mi do końca życia. – skończyłam z uśmiechem.
- A co z siatkówką? – spytał. Widać było, że go to interesuje.
- Z nią już lepiej. Grałam w szkole, byłam nawet kapitanem kadry szkolnej. – pochwaliłam się.
- Na jakiej pozycji grałaś?
- Przyjmująca, chociaż wolałam być libero, żebym nie musiała zagrywać, bo to mi kompletnie nie wychodziło. Na początku większość moich piłek lądowała na siatce, jeśli w ogóle do niej dolatywała. – zaśmiałam się. – Dopiero jak zostałam kapitanem to zaczęłam chodzić na siłownie, ćwiczyłam i poprawiłam zagrywkę, chociaż bez jakichś rewelacji.
- No a nie wiązałaś z nią przyszłości?
- Nie, nigdy nie myślałam, żeby zostać siatkarką. To było jedynie moje hobby, nic więcej. Chociaż, miałam propozycję, żeby grać zawodowo w klubie.
- Kibicujesz którejś z drużyn?
- No pewnie – odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Której? – spytał. - Spoko, nie obrażę się jeśli to nie będzie Resovia – dodał, widząc moje zakłopotanie.
- Skrze – odpowiedziałam szybko – ale gdy gra z wami to nie jestem za nią w 100 %, tylko w.. 99. – powiedziałam i się zaśmiałam. – Ale mam koszulkę z twoim nazwiskiem, na której mi się podpisałeś. – dodałam.
- Serio? – zapytał z niedowierzaniem. – Kiedy Ci się podpisałem?
- Łoo.. To było kilka lat temu,  na meczu w Kielcach. Wiesz jaka chodziłam szczęśliwa, że podszedłeś specjalnie do mnie? Chociaż wiedziałam, że to jedynie ze względu na koszulkę. – dodałam z uśmiechem, widząc jak Zbyszek się czerwieni.
- Na pewno nie podszedłem tylko ze względu na koszulkę.  – popatrzył mi prosto w oczy, na co teraz ja się zaczerwieniłam. – Jeszcze powiedz, że w niej śpisz.
- Kilka razy mi się zdarzyło. – zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.
- Wow, moja prawdziwa fanka. – odpowiedział, kończąc ostatni kawałek pizzy, którą przyniesiono nam w między czasie. – Masz jeszcze tą koszulkę? – spytał zawstydzony.
- Takich skarbów się nie wyrzuca. – powiedziałam.
- Podać coś jeszcze? – spytała kelnerka, która podeszła zabrać talerze.
- Ja poproszę te lody. – pokazałam jej zdjęcie, które zobaczyłam wcześniej.
- Dwa razy. – powiedział Zibi.
- Czemu przeszedłeś do Rzeszowa?
- Potrzebowałem zmiany. Chciałem spróbować, gdzieś indziej z innym trenerem,  innymi zawodnikami. Nie lubię rutyny. Dlaczego nie umawiasz się ze sportowcami? – spytał, patrząc mi w oczy.
- Złe wspomnienia.  Miałam kilku, którzy okazali się umięśnionymi idiotami. Po czwartym, postanowiłam, że nigdy więcej.
- Widzę, że muszę ci udowodnić, że nie każdy sportowiec jest mięśniakiem bez mózgu – powiedział z uśmiechem.
- Ale ja nie mówię, że każdy jest bez mózgu, po prostu ja trafiam tylko na takich. – z opóźnieniem zdałam sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałam – Boże, to znaczy nie bierz tego do siebie. Chodzi mi o to, że każdy, którego do tej pory spotkałam. Siatkarze są normalni. – zaczęłam się już jąkać.
- Dobrze wiedzieć. – odpowiedział, śmiejąc się. Ukryłam twarz w dłoniach i też zaczęłam się śmiać.
- Słyszałam, że studiujesz. – próbowałam zmienić temat. 
- Marketing sportowy. Staram się, ale ciężko pogodzić treningi i studia. – spoważniał.
- Nie masz problemu z dojazdem do Wrocławia? – spytałam.
- Nie, zajęcia mam idealnie rozłożone, więc nie ma z tym większego problemu. – odpowiedział. Popatrzyłam na zegarek, dochodziła 18.
- Wiesz co, chyba powinniśmy się już zbierać, późno się robi.
- Ok. – Zapłacił i wyszliśmy.
- Kupiłaś ten samochód ze względu na wygląd, prawda? – spytał, gdy jechaliśmy już do domu.
- Nie – skłamałam. Zibi zaczął się śmiać i wytykać wszystkie wady mojego auta. – Dobra, załapałam. Mój samochód ma wiele wad, ale jest ładny. Rozumiem. – powiedziałam, tracąc cierpliwość.
- Tu się akurat zgodzę, wygląd ma. – uśmiechnął się, widząc moje zdenerwowanie. – Ładnie wyglądasz, gdy się złościsz. – powiedział patrząc na mnie. Nie wytrzymałam i się uśmiechnęłam, z czego on niewątpliwie był zadowolony.

- Gdzie wy byliście? – spytał Bartek, gdy weszliśmy do salonu. Było w nim pełno ludzi. Cupko, Alek i Winiar siedzieli, przy laptopie oglądając jakieś zdjęcia. Igła z Marcinem, Grześkiem, Ruciakiem i Zatorem oglądali z zainteresowaniem jakiś film. Obok Bartka, siedział Mariusz, który grał na telefonie w jakąś grę.
- Mówiłam, że idziemy pograć w kosza. Potem jeszcze poszliśmy zjeść kolację, którą wygrałam. – musiałam się pochwalić. – A gdzie Natka i Pit? – spytałam, rozglądając się po pokoju.
- Nie wrócili jeszcze, wyszli jakieś trzy godziny temu do kina. – odpowiedział mi Winiar. – Stary, serio Luśka z tobą wygrała? – zwrócił się do Zibiego.
- Chciałem być dżentelmenem i dałem jej wygrać. – powiedział. Wszyscy popatrzyli na niego z niedowierzaniem. – Dobra, jest niesamowicie dobra w kosza. – przyznał się.
- No proszę, proszę. – od
ezwał się Igła.
- Musimy koniecznie kiedyś zagrać razem, ze mną nie pójdzie ci tak łatwo – powiedział Winiar.
- No żebyś się nie zdziwił – zaśmiał się Zibi. Dołączyłam do chłopaków i oglądałam z nimi zdjęcia z ostatniego meczu. Cały czas jednak obserwowałam zachowanie Bartka, który nie był w najlepszym humorze. Może się domyśla? Jejku to już jutro. Po godzinie do salonu weszła Natka, a za nią Pit. Widać było, że wypad do kina jej się podobał, była cała rozpromieniona.
- Cześć – powiedziała, wchodząc.
- Cześć – odpowiedziałam, patrząc na nią znacząco, na co ona jeszcze bardziej się uśmiechnęła. – Jak film? – spytałam.
- Świetny – odpowiedział Pit, siadając koła Mariusza – Najlepsza komedia na jakiej byłem. Musicie koniecznie zobaczyć.
- A czemu was tak długo nie było? – spytał Igła. – Nudno było bez was. Zibi i Luśka, też nie dawno wrócili.
- Po filmie poszliśmy coś zjeść,  a potem na spacer – odpowiedziała, podekscytowana Natka.
Wieczór spędziliśmy podobnie jak poprzednio. Muszę przyznać, że siatkarze są moim wyjątkiem co do sportowców, a Zibi też nie jest taki jak myślałam. Dobra, może był trochę zbyt pewny siebie, ale w jakiś tam sposób mi się to nawet podobało. Przez to był dla mnie stu procentowym mężczyzną, który twardo stąpa po ziemi. Ale choćby nawet, to na związek nie ma szans. Nie jestem zwolenniczką związków na odległość. Nie muszę daleko szukać przykładów, wystarczy spojrzeć na Bartka i tą całą Aśkę.
Chłopaki wyszli po północy. Poszłam pod prysznic, marzyłam o gorącej kąpieli.
- No to kto śpi w pokoju dziewczyn? – spytał Igła.
- Ja – odpowiedzieli jednocześnie Zibi i Pit.
- Rzucamy monetą. – zaproponował Zbyszek. Musiałam powstrzymywać się od śmiechu, bo zrobił dokładnie to samo co ze mną, ale nikt inny się nie zorientował.
- Przykro mi stary – powiedział do Pita.
Poszłam po szklankę wody i siadłam na łóżku. Natka siedziała jeszcze z Piotrkiem w kuchni, więc planowałam zadzwonić do Lilki. Do pokoju wszedł Zibi, bez koszulki. Na jego widok zakrztusiłam się wodą.
- Będziesz spał bez koszulki? – spytałam, starając się zabrzmieć jak najnormalniej.
- Przeszkadza ci to? – uśmiechnął się i położył na podłodze.
- Nie, skąd. – odpowiedziałam szybko i padłam na poduszkę.
- Igła miał rację, ta podłoga jest strasznie nie wygodna. Nie obraziłbym się, gdybyś zaproponowała mi, żebym spał tam z wami, mnie tak łatwo nie zrzucisz. – wyszczerzył się.
- Zapomnij – odpowiedziałam natychmiast. – Wytrzymasz, na podłodze. Igła mógł, bo ma dzieci i żonę, a ty z tego co mi wiadomo nie masz.
- Eh – westchnął – Dobra jakoś dam radę. Słuchaj.. – zaczął niepewnie. – Wiem, że nie umawiasz się ze sportowcami, ale może spotkalibyśmy się kiedyś. Wypili kawę, czy poszli do kina. Jako znajomi, bo dzisiaj się naprawdę dobrze bawiłem. – powiedział – Oczywiście jeśli chcesz. – dodał szybko.
- W sumie czemu nie. – odpowiedziałam. Naprawdę go polubiłam.
- Odezwę się jak będę we Wrocławiu. – słychać było, że mu ulżyło.
- Ok. Jestem padnięta. Dobranoc – powiedziałam.
- Dobranoc. – odpowiedział.
Gdy wstałam, chłopaki byli już gotowi do drogi. Zdążyłam się jedynie z nimi pożegnać i dać swój numer Zibiemu. Największy problem z rozstaniem mieli Pit i Natka, ale słyszałam jak umawiają się w Warszawie. Dwie godziny później ona, też musiała jechać więc odwiozłam ją na dworzec.
- Było świetnie, dziękuję za wszystko – powiedziała przytulając mnie.
- Nie ma za co – odpowiedziałam. – Będę tęsknić.
- Ja bardziej, ale nie bój się jeszcze cię odwiedzę – uśmiechnęła się. – I powiedz Bartkowi.
- Wiem, jak tylko dojadę to mu powiem. – powiedziałam. Poczekałam z nią na autobus i wróciłam do domu najwolniej jak się dało.
- Jestem – krzyknęłam z przedpokoju.
- Ok. – odpowiedział. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do salonu. Siedział na kanapie i oglądał film.
- Możemy pogadać? – zapytałam, trzęsąc się ze strachu.


____
Mam ciężki tydzień, więc rozdziały będę dodawała niestety w większych odstępach czasu. Wybaczcie :)

4 komentarze:

  1. kiedy nast? ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero dzisiaj odkryłam twojego bloga ;)
    Jest naprawdę świetny !! :D
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta wyżej dobrze gada! Polać jej xd Ten numer z monetą - the best :D

    OdpowiedzUsuń